sobota, 5 lipca 2014

ROZDZIAŁ 6

Wracałam do domu z płaczem, nie obchodziło mnie to że ludzie patrzą się na mnie jak jakąś idiotkę. Myślałam tylko i wyłącznie o nim, o tym że nie mamy żadnych szans na złączenie naszych żyć w jedno. Dlaczego? Bo on już swoje ułożył, ma przecież żonę, dom i wymarzoną pracę. A ja? 18-latka po liceum bez żadnych perspektyw na przyszłość. Zupełnie inaczej wyglądałoby moje życie, gdyby tatuś przy mnie był. Na pewno poszłabym do college się dalej kształcić. Teraz nie mam motywacji do niczego.
Weszłam do domu trzaskając drzwiami.
 - Oho, ktoś tu jest nie w humorze – stwierdził Jimmy wychylając się z salonu.
 - Daj mi spokój – ściągnęłam buty i zabrałam wszystkie torby na górę.
Nie powinnam go tak chamsko potraktować, ale w tym momencie chciałam zostać sama i żeby mi się nikt nie narzucał. Gdy weszłam do pokoju, zostawiłam zakupy na łóżku i przebrałam się w coś innego. Zostawiłam jeansy, a gruby sweter zamieniłam na coś cienkiego. Na chybił trafił wyciągnęłam coś z szafy. Okazało się, że była to koszulka taty… ta, którą dostał ode mnie i mamy na urodziny. Czułam jak kolejne w tym dniu łzy spływają mi po twarzy.
 - Tak bardzo za tobą tęsknię. Gdybyś tu był, powiedziałbyś mi co mam zrobić… - zwinęłam się w kłębek na podłodze i zaczęłam płakać.

„ – Wybacz, że tak długo mi zeszło kochanie. Nie wiedziałam, którą sukienkę mam wziąć – Elyssa wyszła z centrum handlowego obładowana torbami i pocałowała Joe na powitanie.
 - Nie, nie. W porządku. Jedziemy do domu?  - wyrzucił niedopałek i żona zawaliła go całego swoimi zakupami. Zdusił w sobie przekleństwa na ten temat i ruszyli do zaparkowanego samochodu.
Stojąc w korkach mógł jeszcze raz, na spokojnie przemyśleć to co powiedziała mu na pożegnanie Rain. Pożegnanie. To bolało. Ale nie równało się to pewnie z tym co zrobił jej. Głupi telefon na drugi dzień załatwiłby sprawę. A prawda była taka, że się po prostu bał. Nie chciał komplikować jej życia jeszcze bardziej. Może by zapomniała? Jasne, tak jak ty.
Zaparkował pod domem.
 - Elyssa, ja jadę do Stevena. Mam sprawę do niego, nie wiem kiedy wrócę.
Machnęła tylko ręką, bo była zbyt zajęta swoimi kupionymi ubraniami. Odpalił auto i odjechał z piskiem opon. Mieszkali ulicę od siebie więc daleko nie miał. Zatrzymał się pod jego domem i wszedł do niego jak do siebie.
 - Cześć chujku, mam sprawę do… ciebie… - wszedł do salonu i jego oczom ukazał się Tyler mający w objęciach ładną szatynkę.
 - Cześć Carla – przywitał się.
Ona wstała z kolan wokalisty i uśmiechnęła się to Joe.
 - Hej, widzę że masz do niego interes. Już zostawiam was samych – wyszła z pokoju, a Steven nie spuścił z niej oka póki nie opuściła pomieszczenia.
 - Dalej nie mogę w to uwierzyć. Stary, masz dziewczynę!
Tyler się zaśmiał.
 - Jest wspaniała, cholerny ze mnie szczęściarz.
 - Może trochę na ciebie wpłynie, żebyś tyle nie brał.
Westchnął ciężko wokalista.
 - Stara się jak może i chyba jej to wychodzi. Ale wracając do tematu, z czym przyszedłeś do wujka?
 - Chodzi o Rain – Steven spojrzał na niego – o tą dziewczynę z koncertu.
 - Aaa, ten śliczny aniołek. No i co z nią?
Nie mógł uwierzyć, że w takiej sprawie zwierza się właśnie Stevenowi Tylerowi, to się nie łączyło w całość.
 - Jakiś tydzień temu byliśmy na drinku, a potem no… było małe conieco.

 - Ha ha ha ha hu! No proszę, pan Perry zrobił skok w bok!

 - Weź przestań, to jest poważna sprawa. Co mam zrobić? Nie odezwałem się do niej od tego czasu, a dzisiaj przypadkiem spotkałem ją pod galerią. Pożegnała się ze mną i tyle.

 - Jedź do niej, jeśli coś cię z nią łączy. Daj jej spokój na zawsze jak nic do niej nie czujesz. W tych sprawach nie ma taryfy ulgowej.

 Zapadła męcząca cisza.

 - Masz rację, już wiem co zrobię. Dzięki ci bracie za dobrą radę. Co ja bym bez ciebie zrobił?

Steven wstał razem z Joe i nieskromnie odrzucił włosy do tyłu.

- Ja nie wiem, byłbyś w czarnej dupie.

Zaśmiał się gitarzysta na te słowa.

 - Postaraj się nie spieprzyć tego związku z Carlą, dobra?

 - Tak wiem, a teraz wypierdalaj.

Perry wyszedł z jego domu i wsiadł do auta.

 - Dobrze, teraz trzeba wziąć się w garść.”

 

Czy ja śnię? Bo właśnie widzę Johna jak siedzi sobie na ławce przed domem. Podbiegłam do niego i przytuliłam się mocno.

  - Tak bardzo się za tobą stęskniłam! Pomóż mi, nie wiem co mam zrobić z Joe.

Pogłaskał mnie po włosach czule i je ucałował.

 - Moja malutka księżniczka… a co zawsze ci mówiłem?

Próbowałam sobie przypomnieć odpowiednie słowa.

 - Rób to, co podpowiada ci serce – powiedziałam po chwili namysłu.

Uśmiechnął się ciepło.

 - Dokładnie, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. O mnie też, jestem teraz szczęśliwy. Zawsze będę nad tobą czuwać, aniołku. Gdybyś mnie jeszcze kiedyś potrzebowała, wiesz gdzie szukać – szepnął cicho, kołysał mnie w ramionach i śpiewał The Rain Song

 Nagle usłyszałam huk dobiegający gdzieś z dołu i zbudziłam się. Wiedziałam, że tatuś mi pomoże. Na niego zawsze mogłam i mogę liczyć. Przetarłam oczy i spostrzegłam, że nadal leżę na podłodze i ściskam jego koszulkę. Odłożyłam ją do szafy i ubrałam jakąś zwykłą szarą bluzkę. Włosy związałam w koka i zajęłam się rozpakowywaniem toreb z ubrań, by zająć czymś myśli.

Akurat, gdy kładłam w szafie nową parę spodni usłyszałam pukanie do drzwi. To Jimmy’ego obchodzą takie rzeczy?

  - Otwarte!

 Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju i starannie zamyka za sobą drzwi. Na klucz.

 - Więc mówiłaś, że było fajnie i miło było ci mnie poznać.

O kurwa.

5 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, ale...
    CZEMU TAK KRÓTKO?! :<
    ps. kocham Tylera :'))

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie jak zawsze. <3
    A tak z innej beczki będziesz kontynuować stare blogi? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu jestem, w końcu przeczytałam i w końcu jestem gotowa do napisania komentarza i przy okazji Cię nim troszkę podbudować, haha.
    Aj, któż by się dziwił Rain takiego zachowania? Rozterki, rozpaczy, zagubienia, w sumie dopadł ją okrutny obraz rzeczywistości, jakby na to nie patrzeć, chociaż rzeczywistość zawsze niby można pozmieniać... W ogóle piękne jest sformułowanie z łączeniem ich dwóch żyć w jedno, niesamowicie mnie to urzekło, czytałam dwa razy.
    ,,Może by zapomniała? Jasne, tak jak ty.'' Ha! Pięknie, ona będzie cię, piękny, nękać! Z twojej winy tylko.
    Elyssa jest, oczywiście, przynajmniej się nie wtrynia w to wszystko, ma ubrania, ma zajęcie - i w porządku. Steven złoty przyjaciel zawsze do usług, każdy chciałby pewnie takiego mieć, ja też. Chociaż może mam...? I oczywiście Tylerowi wypada życzyć szczęścia w związku, może ten okaże się być właśnie skarbem. A co ze skarbem Joego?
    Podoba mi się bardzo wątek z ojcem Rain, sama jego osobistość, to jak jest ukazywana ich miłość, ojcowskie wsparcie i wszystko. Też godne pozazdroszczenia, sam fakt, jak córka myśli i pamięta swego wielkiego i świętej pamięci ojca. Pięknie.
    Ach, i...czyżby lew Perry postanowił jednak zawalczyć, nie poddać się i nie zatrzymać na tamtym pożegnaniu? ...,,pożegnaniu'', jaaasne!
    Jak zawsze jestem nienasycona i zachwycona, także weny, pozdrawiam i -
    czekam, kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. komentarz jak zawsze wspaniały, dziękuję za podbudowanie mnie i mojej kreatywności! :D

      Usuń