czwartek, 10 lipca 2014

ROZDZIAŁ 7

Odwróciłam się przodem do drzwi i stanęłam oko w oko z Joe, który w nonszalanckiej pozie oparty był o ścianę. Mój oddech niebezpiecznie przyspieszył.

 - Co ty tu robisz?

 - Przyszedłem do ciebie z prośbą o wyjaśnienie twoich ostatnich słów.

 Otworzyłam usta, ale nie byłam skłonna wydobyć z nich żadnego dźwięku.

  - Dobrze wiesz co chciałam ci przekazać.

  - Dlaczego, Rain?

 Westchnęłam niecierpliwie.

 - Ty masz żonę! I jeszcze się pytasz dlaczego?! Byłam głupia, że ci wtedy uległam. Zupełnie tego nie przemyślałam. A teraz płacę za głupotę.

 Zaczął się powoli do mnie zbliżać, a ja robiłam małe kroki w tył.

  - A co ja mam powiedzieć? Okłamuję własną żonę żeby cię tylko zobaczyć, ale to jest warte swojej ceny.

Co on do mnie mówił?

 - Nie wiem co za uczucie mnie ogarnia, gdy jesteś w pobliżu, ale to cholernie przyjemne. Z tobą mogę porozmawiać chociaż, a Elyssa ma w głowie tylko zakupy, imprezy i wakacje w ciepłych krajach. Tyler miał rację co do niej, popełniłem chyba największy błąd w swoim życiu. Nie mam pojęcia coś ty mi zrobiła, ale uwielbiam ten stan.

 Zarumieniłam się, gdy usłyszałam to wyznanie. To było takie… kochane. Cofałam się póki nie oparłam się o ścianę, a Perry zbliżył się do mnie, jednak nie dotykał mnie w żaden sposób. Mimo to robiło mi się gorąco od samego patrzenia w jego piękne oczy.

  - Jestem dla ciebie za młoda… nie znasz mnie nawet… co powiedzą twoi kumple z zespołu…

 Oparł swoje ręce po obu stronach mojej głowy i przybliżył się znacznie. Oddychałam głęboko nie mogąc oderwać od niego oczu.

 - Czujesz to? Musisz, to na pewno nie jest jednostronne uczucie. Nie okłamuj się, Rain. Daj się ponieść emocjom – szeptał zmysłowo sunąć nosem po mojej szyi.

 Drżałam, a on jeszcze nic specjalnego nie zrobił.

  - Ale co dalej, Joe? Co będzie później?

 - Rozwiodę się z nią, prędzej czy później i tak by do tego doszło. Jesteś warta każdego czynu jaki przybliży mnie do wspólnej przyszłości z tobą.

Słuchając tych słów aż się cała rozpływałam. Umieściłam swoje dłonie na jego policzkach i złożyłam na jego ustach pocałunek, w który przelałam kłębiące się we mnie odczucia od kiedy spojrzał na mnie wtedy, na koncercie. I nagle poczułam jak on go odwzajemnia, dając mi to samo. Zapewniając, potwierdzając swoje słowa.

A potem ten pocałunek zaczął się przeobrażać w pełen namiętności i tłumionego pożądania taniec języków. Pozbywaliśmy się po kolei następujących warstw odzieży, by móc złączyć się w jedność. Byliśmy zbyt niecierpliwi, żeby przenieść się na łóżko, ale też zbyt ślepi, by zauważyć że dla postronnego obserwatora był to po prostu szybki numerek przy ścianie.

 Ale taka właśnie była nasza znajomość. Szybka, dynamiczna, spontaniczna.

I już wtedy każde z nas wiedziało, że wkroczyliśmy na drogę, z której nie da się zawrócić…