czwartek, 10 lipca 2014
ROZDZIAŁ 7
Odwróciłam się przodem do drzwi i stanęłam oko w oko z Joe, który w
nonszalanckiej pozie oparty był o ścianę. Mój oddech niebezpiecznie
przyspieszył.
sobota, 5 lipca 2014
ROZDZIAŁ 6
Wracałam
do domu z płaczem, nie obchodziło mnie to że ludzie patrzą się na mnie jak
jakąś idiotkę. Myślałam tylko i wyłącznie o nim, o tym że nie mamy żadnych
szans na złączenie naszych żyć w jedno. Dlaczego? Bo on już swoje ułożył, ma
przecież żonę, dom i wymarzoną pracę. A ja? 18-latka po liceum bez żadnych
perspektyw na przyszłość. Zupełnie inaczej wyglądałoby moje życie, gdyby tatuś
przy mnie był. Na pewno poszłabym do college się dalej kształcić. Teraz nie mam
motywacji do niczego.
- Ja nie wiem, byłbyś w czarnej dupie.
Weszłam
do domu trzaskając drzwiami.
- Oho, ktoś tu jest nie w humorze – stwierdził
Jimmy wychylając się z salonu.
- Daj mi spokój – ściągnęłam buty i zabrałam
wszystkie torby na górę.
Nie
powinnam go tak chamsko potraktować, ale w tym momencie chciałam zostać sama i
żeby mi się nikt nie narzucał. Gdy weszłam do pokoju, zostawiłam zakupy na
łóżku i przebrałam się w coś innego. Zostawiłam jeansy, a gruby sweter
zamieniłam na coś cienkiego. Na chybił trafił wyciągnęłam coś z szafy. Okazało
się, że była to koszulka taty… ta, którą dostał ode mnie i mamy na urodziny.
Czułam jak kolejne w tym dniu łzy spływają mi po twarzy.
- Tak bardzo za tobą tęsknię. Gdybyś tu był,
powiedziałbyś mi co mam zrobić… - zwinęłam się w kłębek na podłodze i zaczęłam
płakać.
„ – Wybacz, że tak długo mi zeszło
kochanie. Nie wiedziałam, którą sukienkę mam wziąć – Elyssa wyszła z centrum
handlowego obładowana torbami i pocałowała Joe na powitanie.
- Nie, nie. W porządku. Jedziemy do domu? - wyrzucił niedopałek i żona zawaliła go
całego swoimi zakupami. Zdusił w sobie przekleństwa na ten temat i ruszyli do
zaparkowanego samochodu.
Stojąc w korkach mógł jeszcze raz,
na spokojnie przemyśleć to co powiedziała mu na pożegnanie Rain. Pożegnanie. To
bolało. Ale nie równało się to pewnie z tym co zrobił jej. Głupi telefon na
drugi dzień załatwiłby sprawę. A prawda była taka, że się po prostu bał. Nie
chciał komplikować jej życia jeszcze bardziej. Może by zapomniała? Jasne, tak
jak ty.
Zaparkował pod domem.
- Elyssa, ja jadę do Stevena. Mam sprawę do
niego, nie wiem kiedy wrócę.
Machnęła tylko ręką, bo była zbyt
zajęta swoimi kupionymi ubraniami. Odpalił auto i odjechał z piskiem opon.
Mieszkali ulicę od siebie więc daleko nie miał. Zatrzymał się pod jego domem i
wszedł do niego jak do siebie.
- Cześć chujku, mam sprawę do… ciebie… -
wszedł do salonu i jego oczom ukazał się Tyler mający w objęciach ładną
szatynkę.
- Cześć Carla – przywitał się.
Ona wstała z kolan wokalisty i
uśmiechnęła się to Joe.
- Hej, widzę że masz do niego interes. Już
zostawiam was samych – wyszła z pokoju, a Steven nie spuścił z niej oka póki
nie opuściła pomieszczenia.
- Dalej nie mogę w to uwierzyć. Stary, masz
dziewczynę!
Tyler się zaśmiał.
- Jest wspaniała, cholerny ze mnie
szczęściarz.
- Może trochę na ciebie wpłynie, żebyś tyle
nie brał.
Westchnął ciężko wokalista.
- Stara się jak może i chyba jej to wychodzi.
Ale wracając do tematu, z czym przyszedłeś do wujka?
- Chodzi o Rain – Steven spojrzał na niego – o
tą dziewczynę z koncertu.
- Aaa, ten śliczny aniołek. No i co z nią?
Nie mógł uwierzyć, że w takiej sprawie
zwierza się właśnie Stevenowi Tylerowi, to się nie łączyło w całość.
- Jakiś
tydzień temu byliśmy na drinku, a potem no… było małe conieco.
- Ha ha ha ha hu! No proszę, pan Perry zrobił skok w bok!
- Weź przestań, to jest poważna sprawa. Co mam zrobić? Nie odezwałem się do niej od tego czasu, a dzisiaj przypadkiem spotkałem ją pod galerią. Pożegnała się ze mną i tyle.
- Jedź do niej, jeśli coś cię z nią łączy. Daj jej spokój na zawsze jak nic do niej nie czujesz. W tych sprawach nie ma taryfy ulgowej.
Zapadła męcząca cisza.
- Masz rację, już wiem co zrobię. Dzięki ci bracie za dobrą radę. Co ja bym bez ciebie zrobił?
Steven wstał razem z Joe i nieskromnie odrzucił włosy do tyłu.
- Ja nie wiem, byłbyś w czarnej dupie.
Zaśmiał się gitarzysta na te słowa.
- Postaraj się nie spieprzyć tego związku z Carlą, dobra?
- Tak wiem, a teraz wypierdalaj.
Perry wyszedł z jego domu i wsiadł do auta.
- Dobrze, teraz trzeba wziąć się w garść.”
Czy ja śnię? Bo właśnie widzę Johna jak siedzi sobie na ławce przed domem. Podbiegłam do niego i przytuliłam się mocno.
- Tak bardzo się za tobą stęskniłam! Pomóż mi, nie wiem co mam zrobić z Joe.
Pogłaskał mnie po włosach czule i je ucałował.
- Moja malutka księżniczka… a co zawsze ci mówiłem?
Próbowałam sobie przypomnieć odpowiednie słowa.
- Rób to, co podpowiada ci serce – powiedziałam po chwili namysłu.
Uśmiechnął się ciepło.
- Dokładnie, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. O mnie też, jestem teraz szczęśliwy. Zawsze będę nad tobą czuwać, aniołku. Gdybyś mnie jeszcze kiedyś potrzebowała, wiesz gdzie szukać – szepnął cicho, kołysał mnie w ramionach i śpiewał The Rain Song…
Nagle usłyszałam huk dobiegający gdzieś z dołu i zbudziłam się. Wiedziałam, że tatuś mi pomoże. Na niego zawsze mogłam i mogę liczyć. Przetarłam oczy i spostrzegłam, że nadal leżę na podłodze i ściskam jego koszulkę. Odłożyłam ją do szafy i ubrałam jakąś zwykłą szarą bluzkę. Włosy związałam w koka i zajęłam się rozpakowywaniem toreb z ubrań, by zająć czymś myśli.
Akurat, gdy kładłam w szafie nową parę spodni usłyszałam pukanie do drzwi. To Jimmy’ego obchodzą takie rzeczy?
- Otwarte!
Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju i starannie zamyka za sobą drzwi. Na klucz.
- Więc mówiłaś, że było fajnie i miło było ci mnie poznać.
O kurwa.
środa, 2 lipca 2014
ROZDZIAŁ 5
- Dzień dobry, piękna dziewczyno.
Obudziło
mnie ciche mruczenie oraz delikatne jak piórko pocałunki po ramieniu. Co
ujrzałam? Albo raczej kogo?
Joe
Perry leżał sobie obok nie jak gdyby nigdy nic i uśmiechał się nieśmiało.
- W nocy nie byłeś taki wstydliwy –
przypomniałam mu.
Wywrócił
oczami.
- No nie mów, że ci się nie podobało.
- Bo co? Urażę twą męską dumę? – droczyłam się
z nim.
Po
tych słowach usiadł na mnie i zablokował mi moje dłonie nad głową swoimi.
Wpatrywał mi się intensywnie w oczy. Oddychałam szybko, a serce waliło mi jak
oszalałe. Czułam jak jego nabrzmiewająca męskość wbija mi się w ciało dając o
sobie znać. To co wydarzyło się wczoraj nie zaspokoiło mnie w pełni, o nie.
Pochylił się nade mną i składał i mokre pocałunki od szyi i coraz niżej.
Podniósł wzrok znad moich piersi.
- Seks czy śniadanie?
O
Jezus Mariusz, czy on musi być taki podniecający? Czułam jak przez to jedno
pytanie, moje libido osiąga apogeum. W odpowiedzi na nie, otarłam się o niego
ochoczo biodrami.
- Dobry wybór – skwitował, po czym wznowił
swoją wędrówkę.
- No co ja mam ci takiego powiedzieć? Było
wspaniale i nie mogę się doczekać powtórki? – śmiał się Joe całując mnie na
pożegnanie
- Fakt, ale wiem mniej więcej, że chodzi nam o
to samo – spoglądałam na niego.
Pogłaskał
mnie po policzku.
- Do następnego, odezwę się jakoś.
Pomachałam
mu dłonią i kierowca ruszył zabierając mnie do domu. Byłam cholernie ciekawa
tego co na to wszystko Jimmy, że nie było mnie całą noc w domu i w ogóle. Już
ja wiem, że on wie co robiliśmy. Nigdy nie potrafiłam nic przed nim ukryć,
nigdy. Tak samo przed tatą, jemu wystarczyłoby jedno spojrzenie na mnie i by
wiedział.
Wysiadłam
przed domem i podążyłam do środka. Gdy weszłam usłyszałam… nic, a to bardzo
dziwne. Żadnych piskliwych dźwięków gitary, skrzeczenia wokalisty z adaptera
czy gadającego do siebie Page’a.
- Halo, wujku! Jesteś w domu? – chodziłam po
pokojach szukając go.
- A gdzie to się było, młoda damo?! – zaszedł
mnie od tyłu podnosząc głos, a ja aż krzyknęłam ze strachu.
Odwróciłam
się i myślałam, że zobaczę go rozzłoszczonego czy coś, ale próbował się nie
śmiać.
- Nie strasz mnie, chyba wiesz gdzie. Nie będę
opowiadać szczegółów – kierowałam się do swojego pokoju.
- Tak tylko się z tobą droczę, nie miej mi za
złe tych wujowskich zapędów.
Pocałowałam
Jimmy’ego w policzek i pognałam do swojego pokoju. Po prysznicu i przebraniu
czułam się o wiele lepiej.
Miałam
cichą nadzieję na to, że Joe odezwie się jak najprędzej. Ale to raczej nie było
możliwe, ciekawe czy jednym z tych czynników nie była jego żona. Boże, w co ja
się wpakowałam?! – krzyczałam w myślach.
*
Minął
jakiś tydzień, a on nie dał ŻADNEGO znaku życia. Nic, kompletnie. A ponoć są
teraz tu, w Bostonie, bo nie mają żadnej trasy tylko skupiają się na nagrywaniu
płyty. Nie to żebym była na niego wściekła za to – to był impuls wzajemnego
fizycznego pociągu, który trzeba było rozładować. O tak, to było odpowiednie
wytłumaczenie. Byłam po prostu lekko zawiedziona rozwojem sytuacji.
Właśnie
robiłam małe zakupy w centrum handlowym, od których Page wymigał się najlepiej
jak mógł. Musiałam sobie jakoś poprawić humor, a nic tak go nie polepsza jak
nowa para butów czy spodni. Wychodząc ze sklepu muzycznego skierowałam się do
wyjścia. I tak spędziłam tu za dużo czasu. Zamyślona wpadłam na kogoś.
- Uważaj jak chodzisz ty…! – urwałam podnosząc
głowę do góry. Przede mną stał nie kto inny jak Joe Perry we własnej osobie.
Osoba, której wolałam nie spotkać. – Wybacz, spieszy mi się.
Próbowałam
go jakoś wyminąć, ale on trzymał mnie za ramię.
- Poczekaj, chcę z tobą porozmawiać.
- Ale ja tego nie chcę – unikałam jego wzroku
patrząc na swoje buty.
- Przepraszam, że się nie odezwałem –
powiedział po chwili milczenia.
Machnęłam dłonią.
- Nie ma o czym mówić, to była jedna noc.
Westchnął.
- Spójrz na mnie, Rain.
Podniosłam
wzrok i napotkałam jego smutne spojrzenie. Wyglądał jakby nie spał kilka nocy z
rzędu. Czy on musi być taki przystojny?
- I co dalej? Mogę już sobie iść? – spytałam
chłodno, utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
- Uraziłem cię czymś?
- No nie, kurwa no nie wytrzymam! Jeszcze się
pytasz?! Miałeś się odezwać, nawet głupi telefon z pytaniem jak się czuje,
ewentualnie mogłeś się nawet o mnie spytać poprzez Jimmy’ego! Widocznie to było
dla ciebie zbyt wiele, już straciłam nadzieję na cokolwiek, Joe… Zawiodłeś mnie
po prostu.
Starałam
się nie płakać i jak na razie mi to wychodziło.
- Nie mogłem, Elyssa zrobiła mi awanturę po
tym jak nie wróciłem na noc i próbowałem jej coś wcisnąć, ale się nie dało.
Tylera nawet złapać nie mogę, bo wciąż przebywa ze swoją nową dziewczyną
Caroline, Carla, czy jakoś tak… w każdym razie mam za sobą kilka nieprzespanych
nocy i myśli, czy odezwać się po tak długim czasie. Jeszcze raz przepraszam.
Trochę
mnie zatkało, nie powiem.
- Rozumiem, skoro masz żonę i ogólnie własne
życie to ja ci nie będę dokładać dodatkowych problemów. Fakt, spóźnia mi się
okres, ale myślę że w ciąży nie jestem. A gdyby nawet to nie wiem czy
chciałabym byś się o tym dowiedział.
Stał
lekko zaszokowany tymi słowami, dobrze mu tak.
- Pewnie czekasz na swoją małżonkę, spokojnie.
Ja już sobie idę, miło było cię poznać, było fajnie. Żegnaj, Joe – powiedziałam
cicho i ruszyłam szybkim krokiem w stronę stacji metra czując łzy cieknące po
twarzy.
On
chyba był w zbyt głębokim szoku, żeby mnie jakkolwiek zatrzymać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)