środa, 2 lipca 2014

ROZDZIAŁ 5

 - Dzień dobry, piękna dziewczyno.
Obudziło mnie ciche mruczenie oraz delikatne jak piórko pocałunki po ramieniu. Co ujrzałam? Albo raczej kogo?
Joe Perry leżał sobie obok nie jak gdyby nigdy nic i uśmiechał się nieśmiało.
 - W nocy nie byłeś taki wstydliwy – przypomniałam mu.
Wywrócił oczami.
 - No nie mów, że ci się nie podobało.
 - Bo co? Urażę twą męską dumę? – droczyłam się z nim.
Po tych słowach usiadł na mnie i zablokował mi moje dłonie nad głową swoimi. Wpatrywał mi się intensywnie w oczy. Oddychałam szybko, a serce waliło mi jak oszalałe. Czułam jak jego nabrzmiewająca męskość wbija mi się w ciało dając o sobie znać. To co wydarzyło się wczoraj nie zaspokoiło mnie w pełni, o nie. Pochylił się nade mną i składał i mokre pocałunki od szyi i coraz niżej. Podniósł wzrok znad moich piersi.
 - Seks czy śniadanie?
O Jezus Mariusz, czy on musi być taki podniecający? Czułam jak przez to jedno pytanie, moje libido osiąga apogeum. W odpowiedzi na nie, otarłam się o niego ochoczo biodrami.
 - Dobry wybór – skwitował, po czym wznowił swoją wędrówkę.

 - No co ja mam ci takiego powiedzieć? Było wspaniale i nie mogę się doczekać powtórki? – śmiał się Joe całując mnie na pożegnanie
 - Fakt, ale wiem mniej więcej, że chodzi nam o to samo – spoglądałam na niego.
Pogłaskał mnie po policzku.
 - Do następnego, odezwę się jakoś.
Pomachałam mu dłonią i kierowca ruszył zabierając mnie do domu. Byłam cholernie ciekawa tego co na to wszystko Jimmy, że nie było mnie całą noc w domu i w ogóle. Już ja wiem, że on wie co robiliśmy. Nigdy nie potrafiłam nic przed nim ukryć, nigdy. Tak samo przed tatą, jemu wystarczyłoby jedno spojrzenie na mnie i by wiedział.
Wysiadłam przed domem i podążyłam do środka. Gdy weszłam usłyszałam… nic, a to bardzo dziwne. Żadnych piskliwych dźwięków gitary, skrzeczenia wokalisty z adaptera czy gadającego do siebie Page’a.
 - Halo, wujku! Jesteś w domu? – chodziłam po pokojach szukając go.
 - A gdzie to się było, młoda damo?! – zaszedł mnie od tyłu podnosząc głos, a ja aż krzyknęłam ze strachu.
Odwróciłam się i myślałam, że zobaczę go rozzłoszczonego czy coś, ale próbował się nie śmiać.
 - Nie strasz mnie, chyba wiesz gdzie. Nie będę opowiadać szczegółów – kierowałam się do swojego pokoju.
 - Tak tylko się z tobą droczę, nie miej mi za złe tych wujowskich zapędów.
Pocałowałam Jimmy’ego w policzek i pognałam do swojego pokoju. Po prysznicu i przebraniu czułam się o wiele lepiej.
Miałam cichą nadzieję na to, że Joe odezwie się jak najprędzej. Ale to raczej nie było możliwe, ciekawe czy jednym z tych czynników nie była jego żona. Boże, w co ja się wpakowałam?! – krzyczałam w myślach.
*
Minął jakiś tydzień, a on nie dał ŻADNEGO znaku życia. Nic, kompletnie. A ponoć są teraz tu, w Bostonie, bo nie mają żadnej trasy tylko skupiają się na nagrywaniu płyty. Nie to żebym była na niego wściekła za to – to był impuls wzajemnego fizycznego pociągu, który trzeba było rozładować. O tak, to było odpowiednie wytłumaczenie. Byłam po prostu lekko zawiedziona rozwojem sytuacji.
Właśnie robiłam małe zakupy w centrum handlowym, od których Page wymigał się najlepiej jak mógł. Musiałam sobie jakoś poprawić humor, a nic tak go nie polepsza jak nowa para butów czy spodni. Wychodząc ze sklepu muzycznego skierowałam się do wyjścia. I tak spędziłam tu za dużo czasu. Zamyślona wpadłam na kogoś.
 - Uważaj jak chodzisz ty…! – urwałam podnosząc głowę do góry. Przede mną stał nie kto inny jak Joe Perry we własnej osobie. Osoba, której wolałam nie spotkać. – Wybacz, spieszy mi się.
Próbowałam go jakoś wyminąć, ale on trzymał mnie za ramię.
 - Poczekaj, chcę z tobą porozmawiać.
 - Ale ja tego nie chcę – unikałam jego wzroku patrząc na swoje buty.
 - Przepraszam, że się nie odezwałem – powiedział po chwili milczenia.
 Machnęłam dłonią.
 - Nie ma o czym mówić, to była jedna noc.
Westchnął.
 - Spójrz na mnie, Rain.
Podniosłam wzrok i napotkałam jego smutne spojrzenie. Wyglądał jakby nie spał kilka nocy z rzędu. Czy on musi być taki przystojny?
 - I co dalej? Mogę już sobie iść? – spytałam chłodno, utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
 - Uraziłem cię czymś?
 - No nie, kurwa no nie wytrzymam! Jeszcze się pytasz?! Miałeś się odezwać, nawet głupi telefon z pytaniem jak się czuje, ewentualnie mogłeś się nawet o mnie spytać poprzez Jimmy’ego! Widocznie to było dla ciebie zbyt wiele, już straciłam nadzieję na cokolwiek, Joe… Zawiodłeś mnie po prostu.
Starałam się nie płakać i jak na razie mi to wychodziło.
 - Nie mogłem, Elyssa zrobiła mi awanturę po tym jak nie wróciłem na noc i próbowałem jej coś wcisnąć, ale się nie dało. Tylera nawet złapać nie mogę, bo wciąż przebywa ze swoją nową dziewczyną Caroline, Carla, czy jakoś tak… w każdym razie mam za sobą kilka nieprzespanych nocy i myśli, czy odezwać się po tak długim czasie. Jeszcze raz przepraszam.
Trochę mnie zatkało, nie powiem.
 - Rozumiem, skoro masz żonę i ogólnie własne życie to ja ci nie będę dokładać dodatkowych problemów. Fakt, spóźnia mi się okres, ale myślę że w ciąży nie jestem. A gdyby nawet to nie wiem czy chciałabym byś się o tym dowiedział.
Stał lekko zaszokowany tymi słowami, dobrze mu tak.
 - Pewnie czekasz na swoją małżonkę, spokojnie. Ja już sobie idę, miło było cię poznać, było fajnie. Żegnaj, Joe – powiedziałam cicho i ruszyłam szybkim krokiem w stronę stacji metra czując łzy cieknące po twarzy.
On chyba był w zbyt głębokim szoku, żeby mnie jakkolwiek zatrzymać.

4 komentarze:

  1. przepraszam bardzo, jaka ciąża.........
    mnie zatkało, ale rozdział zajebisty, jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aj, się nam sprawy komplikują. I bardzo dobrze, przecież byłoby za pięknie, nawet jak na taki ,,amerykański sen'', że tak to nazwę, haha!
    ,,O Jezus Mariusz, czy on musi być taki podniecający?'' - to jest właśnie jedno z tych pytań, na które prawdopodobnie nigdy nie otrzymamy odpowiedzi, choć zapewne szukamy jej na wszelkie możliwe sposoby, jednak nigdy nie będziemy tak blisko poznania prawdy jak Rain (która jest pieprzoną szczęściarą, muszę wspomnieć o tym po raz...piąty? Szósty? Ech, któż tam o to dba). Jeszcze uwielbiam to retoryczne pytanie ''śniadanie czy seks'', Perry, no dałbyś sobie spokój, hah.
    Wujek Jimmy, pojawiający się dość sporadycznie, znów poprawił mi nieco nastrój swoim zachowaniem, on sam w sobie jest uroczy, a Ty go jeszcze kreujesz na takiego...oj, no wujka idealnego, z marzeń. Czemu mój nie mógłby być choć w poło...w ćwiartce taki, życie.
    No i w końcu jest wybuch. Zachwianie. Coś nie jest tak jak powinno. Miał się odezwać, a milczał. Elyssa. Ale z drugiej strony jakbym była żoną Perry'ego (TEORETYZUJĘ TYLKO) i on nie wróciłby na noc do domu...to co ja bym miała pomyśleć? Czy jest inny wariant? Poza zdradą? Z całym szacunkiem, ale...nie, nie ma, nie sądzę.
    Ale nie powiem, że dziewczyna się nie dała oczarować jego niemałemu urokowi osobistemu i ładnie to wszystko rozegrała. Jej reakcja była zresztą jak najbardziej normalna, nieważne, kim byłby facet.
    Jeszcze ta dyskretna wzmianka o spóźniającym się okresie, aż się uśmiechnęłam, wizualizując sobie tę całą scenę, nie ma łatwo - bardzo dobrze, ha!
    Znowu urwałaś w takim momencie, że przez następne kilka dni jajo będę znosić, oczekując na Twe objawienie, ale przynajmniej mam pewność (doświadczenie z tych kilku rozdziałów) że czekać warto, bo jest na co.
    Weny, pozdrawiam i przede wszystkim -
    czekam! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam twoje wypracowania, które mnie i moją kreatywność bardzo podbudowują ♥

      Usuń
  3. Było tak pięknie i dupa
    Nawet jakby Joe Perry się do mnie miesiąc nie odzywał i tak wskoczyłabym mu do łożka
    Nie rozumiem jej
    Ale mają się pogodzić
    I ten spóźnający się okres!
    Ejejej niech on się rozwiedzie
    Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń