poniedziałek, 23 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 2

 - Dream until your dream come true… - śpiewałam stojąc w samej bieliźnie przed lustrem. Dzisiaj wypadał mój lot do NY oraz koncert Toxic Twins. Cieszyłam się niezmiernie, może nie widać tego było na zewnątrz, ale w środku moje wnętrzności już dwa dni temu się ze sobą pomieszały. Nie mogę w to uwierzyć, zobaczę ich! Inni pewnie pomyślą, że skoro jestem córką słynnego muzyka to to jest moja codzienność. I tu się pomylą. Bo nie jest. Wbrew powszechnym plotkom nie spędzam swojego całego wolnego czasu na imprezach, zakupach i nie wiadomo czym jeszcze.
Moją pasją jest fotografia, nie ważne czy stoję przed aparatem czy za. Uwielbiam to robić i z tym wiążę swoją przyszłość. Wujek Jimmy na pewno mi w tym pomoże, wspiera mnie we wszystkim czego się imam. Pomijając moment, gdy chciałam wyjechać do Los Angeles i zostać striptizerką w Whisky A Go Go. Nie wiem co mnie wtedy napadło…
Wcisnęłam na siebie jakieś spodnie, koszulkę i koszulę oraz skacząc po całym pokoju jak opętana próbowałam ubrać martensy. Chwyciłam plecak z rzeczami i tyle mnie było w domu. Z Jimmym żegnałam się wcześniej, bo miał jakieś spotkanie na mieście. Przetransportowałam się na lotnisko metrem, bo nie miałam wcale tak daleko. Droga do Wielkiego Jabłka powinna nam zająć jakieś 2 godziny, miałam blisko.

Gdy wystartowaliśmy w górę sprawdziłam raz jeszcze czy wzięłam wszystkie potrzebne dokumenty. Wczoraj przeżyłam nie mały szok, gdy manager Jimmy’ego dając mi mój bilet do raju, przekazał jeszcze informację o zarezerwowanym dla mnie pokoju w hotelu Ritz. Że co takiego? Ja tam? Cóż, nie żeby mi się to nie podobało, ale tak dziwnie mi z tą myślą. Ale dość zamartwiania się, nie warto. Czas pomyśleć o nadchodzącym spotkaniu z panem Perrym. Na samo wspomnienie tego nazwiska na usta wpełzł mi tak zmysłowy uśmiech, że steward który podawał mi wodę się zaczerwienił.
Zabawę czas zacząć.
*
 - Przepraszam…? O, dzień dobry. Moje nazwisko Bonham, chciałam potwierdzić rezerwację pokoju.
Około trzydziestoletnia blondynka stojąca za ladą w lobby zmierzyła mnie wzrokiem. No tak, do ich hotelu zwykle nie przychodzili tacy ludzie jak ja.
 - Tak, tak. Już, proszę o dowód tożsamości – teraz cała ta procedura sprawdzania czy czasem nie podaję się za samą siebie, o matko.

 - Tak, tak. Już, proszę o dowód tożsamości - powiedziała kobieta za kontuarem.
 - Niezła laska z tej recepcjonistki – stwierdził Steven oglądając ją zza szkieł swoich okularów. Przyjechali właśnie na miejsce i jedyne o czym marzył każdy z członków zespołu to położyć się i zdrzemnąć choć chwilę.
 - Tyler, trzymaj swojego chuja na wodzy – upomniał go jego przyjaciel.
Stali między recepcją, a windami i czekali aż Tim załatwi wszystkie formalności. Joe spojrzał na Stevena, który właśnie w tym momencie posyłał swój firmowy uśmiech tej blondynce. Spłonęła rumieńcem.
 - Widzisz? Podobam jej się!
 - Z kim ja gram na jednej scenie? – spytał sam siebie Perry. Do jego nozdrzy dotarł delikatny zapach wanilii, tak piękny, że odwrócił się z ciekawości. Jego oczom ukazała się dość wysoka i bardzo zgrabna długowłosa brunetka biegnąca do windy. Poczuł jak elektryzujący dreszcz przebiega przez jego ciało. Co jest kurwa? – pomyślał. Spojrzał raz jeszcze, ale jedyne co zobaczył to zamykające się drzwi windy i plecak dziewczyny z wyhaftowanymi białymi skrzydłami. Intrygujące.
 - Perry, chodź kurwa, bo będziesz w łazience spał! – krzyknął Steven.

Ledwo co zdążyłam do tej windy, nie patrzyłam na nic dookoła. Hotel rzeczywiście robił wrażenie. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się wspaniały pokój z wielkim łóżkiem oraz widokiem na Central Park.


Zastanawiam się czy gdzieś w jednym z pokoi tego hotelu nie zostało zrobione to zdjęcie rodziców i wujków, bardzo możliwe. Zostawiłam plecak na fotelu i położyłam się na łóżko. O, jakie wygodne! Mogłabym tu umrzeć. I chyba teraz to zrobię, znaczy się pójdę spać. Umierać to będę mogła dopiero po koncercie. Zadzwoniłam do lobby z prośbą, by mnie obudzono za dwie godziny wraz z czymś do zjedzenia i poszłam w kimono.

Puk, puk. To moja głowa?
 - Obsługa!
Oh, moje jedzenie. Wstałam i poszłam otworzyć drzwi. Młody chłopak wprowadził do pokoju wózek i uśmiechnął się z błyskiem zainteresowania w oku, gdy mnie zobaczył. Widocznie nie spodziewał się tutaj kogoś takiego. Dałam mu napiwek i posłałam najpiękniejszy ze swoich uśmiechów. Ten oczarowany mało co nie potknął się o własne buty, gdy wychodził… faceci. Zamknęłam za nim drzwi i zabrałam się do jedzenia.

 - Do widzenia, do widzenia – jeden z tych hotelowych chłopaczków wychodził właśnie z jednego z pokoi. Joe aż stanął zainteresowany o co chodziło. Widocznie ten chciał się komuś o tym pochwalić, bo przystanął przy gitarzyście i schował pieniądze do kieszeni.
 - Piękna dziewczyna, ciekawe kogo musi być córką żeby tutaj mieszkać. A ten uśmiech, była tam sama! Nie mogę uwierzyć, taka śliczna.
 - Jak wyglądała?
 - Wysoka brunetka z idealnym ciałem. Nic tylko nie wypuszczać z łóżka, a jakie piersi, nie mówiąc o tym seksownym tyłeczku. Te nogi to już widziałem gdzieś przy swoich uszach – rozmarzył się młody.
To ona, mieszka właśnie tam. Kilka pokoi od niego! Uspokój się, Perry – zganił się.
 - Ładnie to tak się wyrażać o kobietach? Co ty wiesz o takich sprawach? – spytał Joe z nonszalancją.
Ten jakby sobie nagle uświadomił z kim rozmawia.
 - Ja… ja… lepiej już… pójdę. Miłego dnia! – i tyle po nim zostało.
 - Doprawdy intrygujące co ta dziewczyna tutaj robi – mówił sam do siebie gitarzysta idąc do swojego apartamentu. – Kurwa, zajmij się ważnym koncertem, a nie jakąś dziewczyną.

Po posiłku, prysznicu i ogarnięciu się takim ogólnym stałam pośrodku pokoju i próbowałam wcisnąć na siebie obcisłe czarne spodnie. Gdy się z nimi uporałam, nałożyłam jeszcze koszulkę Aerosmith, martensy i koszulę flanelową taty. Byłam gotowa na spotkanie z moim marzeniem.

5 komentarzy:

  1. Jestem...podekscytowana. Czy to dobre słowo? Chyba najbardziej odpowiednie, tak myślę - wkręciłam się. Mam wrażenie, że z rozdziału na rozdział jest coraz dłużej i bardzo mnie to cieszy, nie lubię takich akcji, że dopiero co się zaklimatyzuję a już muszę kończyć, czuję się wtedy niespełniona, haha.
    Hm, ta Rain to ma szczęście. O rodzinie i kontaktach już pisałam w poprzednim komentarzu, ale tutaj jeszcze dochodzi uroda, która zaintrygowała Perry'ego. Pozazdrościć tylko, marzenie, ach...ale co zrobić, sprawny mózg i wyobraźnia też się czasem przydają do czegoś, ale niewaaażne.
    No, ja jestem ciekawa jak się potoczą dalej sprawy, ponieważ ewidentnie obie strony czegoś od siebie chcą, tylko pytanie brzmi: czego i czy chodzi o to samo? Ja tego nie wiem, ale liczę, że zaskoczysz mnie, nas, w jakiś porywający sposób.
    Nie zostaje mi nic więcej, jak powiedzieć...że widzimy się po koncercie Aerosmith, haha!
    Czekam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyler... ja mu kuźwa dam blond recepcjonistkę! Niech no go tylko dorwę!
    Dobra, a tak na poważnie, to co ta Rain taka idealna, że Joe się zagapił? ;__;
    Blond recepcjonistka... pfff
    ja to jestem ciekawa tego spotkania z Joe :3
    nie z Tylerem! -.-
    a ten młody to sobie za dużo pozwalał
    normalnie w mordę takiemu dać ;__;
    czekam na 3 i weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, jesteś cudowna
    Tak bardzo mi się podoba. Czytam z szerokim uśmiechem na twarzy.
    Chce wiecej
    Chce wiedziec co zrobi Joe kiedy Rain wejdzie za kulisy
    Czekam na kolejny rodział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny! Dzisiaj zaczęłam czytać i awww... no nie mogę się doczekać jak Rain bedzie na koncercie Aero i co się stanie jak spotka Toxic Twins <3
    Życzę weny i zapraszam do siebie => slash-gotten.blogspot.com
    Wiki

    OdpowiedzUsuń
  5. Też chcę tak jak Rain :(
    Btw. uwielbiam to imię i dlatego też główna bohaterka mojego opowiadania nazywa się tak samo.
    Rain wchodzi za kulisy....Ciekawe co na to Perry..Już sobie wyobrażam jego minę :')
    Cudownie jest i chcę więcej.
    Czekam już na następny :)

    OdpowiedzUsuń