- Kto się dobija o tak wczesnej porze? – Perry
zwlekł się z łóżka i szedł otworzyć drzwi. Dochodziła dziewiąta nad ranem, nie
aż tak wcześnie.
Otworzył, a jego oczom ukazał się
ów młodzieniec z wczorajszej sytuacji. Trzymał w dłoniach paczkę owiniętą w
szary papier i przewiązany wstążką. Wyciągnął ją w jego kierunku.
- Do pana Joe Perry’ego.
- Do mnie? – chwycił niepewnie pakunek i bez
słowa zamknął mu drzwi przed nosem, przypominając sobie jego wczorajsze
zachowanie.
Położył paczkę na stole i
zastanawiał się czy to nie przypadkiem jakaś bomba. Przyjrzał się dokładniej.
Nie wyglądała podejrzanie – schludne opakowanie, przewiązane krwiście czerwoną
wstęgą. Otworzył ją i jego oczom ukazała się jego skórzana kurtka, a na niej
krótki liścik.
„Gdy dostaniesz tą paczkę mnie tu
już nie będzie. Jeszcze raz dziękuję za spełnienie jednego z moich marzeń –
zobaczenie was na scenie. Nasz późniejszy spacer będę wspominać niezwykle
ciepło. Nie szukaj mnie, to tylko skomplikuje wszystko.
Żegnaj, Rain.”
Obok podpisu był ślad odciśniętych
ust w czerwonej szmince. Blankiecik pachniał wanilią.
- Oh słodka dziewczyno, jak ja mam teraz o
tobie zapomnieć? – zadręczał się gitarzysta.
*
Minął
już jakiś dobry miesiąc od mojego wypadu do Nowego Jorku. Przez ten czas trudno
było mi wrócić do normalnego życia, bo co jak co ale tego tak łatwo nie uda mi
się zapomnieć. Smaku, zapachu i faktury jego ust… o nie! Znów wracam pamięcią
do tamtej zimnej wrześniowej nocy. Wyjdzie mi to tylko na złe. Śmiesznie
zachowuje się wujek Jimmy, który za wszelką cenę próbował dociec co takiego
stało się po koncercie. Przekupywał mnie nawet wakacjami w Japonii. Nic z tego,
nie może się o tym dowiedzieć. To nie jest człowiek, któremu powierza się takie
rzeczy. Przy najbliższej okazji „przez przypadek” wypaplałby to komuś ważnemu.
A plotki szybko się rozchodzą.
Jak
w każdy normalny piątek wieczór stałam w kuchni i coś piekłam. Uwielbiam to
robić, a potem siedzieć w salonie przed telewizorem i jeść wraz z wujkiem.
Dobraliśmy się pod tym względem. Tylko w sensie jedzenia, bo on nawet kanapki
zrobić nie umie bez zabrudzenia całej kuchni. Sprawdzałam w piekarniku właśnie
jak rosną babeczki czekoladowe, gdy dobiegł mnie głos kogoś obcego w domu.
Jimmy kogoś dzisiaj przyjmuje? Jak ja wyglądam?! Czarna koszulka była biała od
mąki, jeansy jakoś przetrwały. Wyjrzałam z kuchni ciekawa kto nas odwiedził. W
locie chwyciłam ścierkę i wycierałam nią dłonie.
- Wujku Jimmy, kto przy…? – urwałam, gdy
spojrzałam na gościa.
Joe
Perry stał sobie jak gdyby nigdy nic pośrodku salonu! Zwrócił twarz ku mnie i
zareagował tak samo, wielkim zdziwieniem. Czułam całą sobą jego obecność, jakby
nie dzieliła nas żadna odległość. Tak jak wtedy. Na ławce. Stop!
- Cześć – powiedziałam uśmiechając się
nieśmiało.
- Dobry wieczór, Rain.
Uśmiechnął
się zakłopotany.
- Aha, dobra, rozumiem – krępującą ciszę przerwał
Page spoglądając na nas oboje. – Nie wiem czy chcę wiedzieć o co chodzi…
Kręcił
głową z idiotycznym wyrazem twarzy. Prychnęłam śmiechem.
- Wybacz, gdybyś teraz widział siebie. Co cię
sprowadza Joe w nasze skromne progi? – posłałam mu uśmiech.
- Oddawałem mu tylko gitarę, nigdy nie mogę go
złapać w wytwórni. Chowasz się przede mną czy co?
- A żebyś wiedział, że tak! W wózkach
sprzątaczek sobie jeżdżę, takie hobby poza koncertowaniem i szturchaniem różnych dziwnych rzeczy patykiem.
Wywróciłam
oczami i wróciłam do kuchni wyjąć wypieki z pieca. Postawiłam blachę na desce i
aż się oblizałam. Tak cudownie pachniały!
- Mmm, co to za piękne aromaty? – spytał Joe
wchodząc do kuchni, od razu wydała się o połowę mniejsza. Czy jego obecność
zawsze musi burzyć mój wewnętrzny spokój?
- E tam, zwykłe czekoladowe babeczki.
- Na pewno nie takie zwykłe, wyglądają
znakomicie.
Zarumieniłam
się lekko.
- Dziękuję bardzo.
Spojrzałam
na niego, a on jakby się nad czymś zastanawiał.
- Masz ochotę na drinka? Zignoruję fakt, że
jesteś niepełnoletnia – powiedział udając powagę.
Zachichotałam
nerwowo. Czy on właśnie zaprosił mnie… na drinka? Mam to traktować jako
spotkanie czysto po znajomości czy jako coś więcej? Głupia, on ma żonę! –
przypomniał cichy głosik w mojej głowie. Fakt, dlaczego ciągle o tym zapominam?
- Jasne, że tak. Poczekasz, ja tylko szybko
się przebiorę? Bo moja bluzka nie nadaje się na żadne wyjście – wskazałam na
ślady od mąki. I to był błąd, bo nie mógł oderwać wzroku od moich piersi.
Wyszłam z kuchni i popędziłam na górę.
Zmieniłam
tylko koszulkę, ubrałam swoją tym razem ramoneskę i wcisnęłam martensy na
stopy. Po przelotnym spojrzeniu w lustro zbiegłam z powrotem na dół. Akurat się
z czegoś śmiali.
- Powiecie mi? Ja też chcę się pośmiać –
objęłam wujka za szyję, on nagle spoważniał i pokręcił głową. – Będziesz czegoś
chciał, zobaczysz. Idziemy?
Zwróciłam
się do Perry’ego. Pokiwał głową i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Jimmym.
Chyba nie chcę wiedzieć o co poszło i kto komu przygadywał.
- Odstaw moją malutką o odpowiedniej godzinie
– wtulił mnie w siebie wujek. – Żebym się nie musiał martwić jeszcze bardziej,
to i tak cud, że cię z nim puszczam, młoda damo.
Wywróciłam
oczami na te słowa.
- Marudzisz, jestem dorosła przecież –
wydostałam się z niedźwiedziego uścisku i ruszyliśmy ku drzwiom wyjściowym. –
Wrócę za tydzień!
- Tak, tak. Już wróciłaś, fajnie było? –
dogryzał mi Jimmy.
Zbyłam
go bez słowa i Joe zaprowadził mnie do samochodu. Po chwili ruszyliśmy z pod
domu z piskiem opon.
- Teraz już rozumiem – powiedział włączając
radio.
Rzuciłam
mu zdezorientowane spojrzenie.
- Wspomniałaś o wujku grającym solówki dla
milionów fanów, teraz rozumiem.
- Aaaa, jednak się wydało – rozłożyłam się
wygodniej w fotelu. Sinatra otulał mnie swym głosem niczym szalem, uwielbiałam
jego twórczość.
Fly me to the moon
Let me play among the stars
Let me see what spring is like
Let me play among the stars
Let me see what spring is like
On Jupiter and Mars
In other words, hold my hand
In other words, baby kiss me
Fill my heart with song and
Let me sing for ever more
You are all I long for
All I worship and adore
In other words, please be true
In other words, I love you
Nuciłam
cicho wraz z Frankiem aż do zakończenia piosenki. Słysząc jakąkolwiek muzykę
odcinałam się od rzeczywistości. Tym razem też tak było.
- Wybacz, poniosło mnie – powiedziałam
uśmiechając się nieśmiało do Joe.
Zwrócił
twarz ku mnie.
- Możesz tak robić kiedy chcesz.
-
Lepiej patrz na drogę – odpowiedziałam lekko speszona.
Uśmiechając
się łobuzersko zwrócił wzrok przed siebie. Po jakimś czasie dotarliśmy na
miejsce.
- Powiedziałbyś wcześniej, gdzie jedziemy to
ubrałabym się ładniej! – spojrzałam na niego z wyrzutem.
Niestety
nie byłam przygotowana na ekskluzywny klub, gdzie wszyscy są elegancko bądź po
prostu odpowiednio ubrani. Dłoń Joe wylądowała na moim kolanie, serce
podskoczyło mi w piersi.
- Wyglądasz ślicznie, nie myśl nawet inaczej.
Idziemy tam i będziemy się świetnie bawić w swoim towarzystwie, tak?
Pokiwałam
głową i wysiadłam z auta, następnie by dołączyć do niego pod drzwiami klubu.
Ochroniarz wpuścił nas bez słowa, ale obdarzył mnie zbyt nachalnym spojrzeniem.
Wolałam nie mówić o tym na głos, bo jeszcze wywiązałaby się z tego poważna
awantura miedzy nim, a moim partnerem na dzisiejszy wieczór. Weszliśmy do
środka, a Joe bez pomocy kogokolwiek przeszedł przez salę i zajął miejsce przy
najbardziej osamotnionym stoliku.
- Chyba nie chcemy by nam przeszkadzano,
prawda? – spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Oczywiście, że nie – usiadłam naprzeciwko
niego.
Przed
nami pojawił się kelner.
- Dla mnie whisky, a dla ciebie…? – spojrzenia
Joe oraz kelnera zwróciły się w moją stronę.
- Wódka z sokiem żurawinowym – powiedziałam
głosem znawcy.
Gdy
kelner się oddalił, Perry spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- Nie przestajesz mnie zadziwiać.
- Dlaczego? – spojrzałam na niego unosząc
brew.
- Zwykle kobiety kręcą się wokół Margarity
bądź Martini.
- Nie jestem taka jak inne – puściłam mu
perskie oko uśmiechając się zawadiacko.
Wieczór
zapowiadał się całkiem ciekawie.
Po
jakiś trzech drinkach usłyszeliśmy delikatną muzykę jazzową. Joe spojrzał na
mnie pytająco. Czy on…?
- Zatańczymy? – wyciągnął ku mnie swoją dłoń.
Bałam
się o swoje nogi, ale jak tu odmówić takiemu mężczyźnie? Wstałam z miejsca i
podałam mu swoją dłoń. On okręcił mnie i przyciągnął do siebie, a potem zaczął
się poruszać.
Jak
on się poruszał!
Byłam
zafascynowana z jaką pewnością prowadzi mnie przez parkiet. Wykonywał takie
ruchy, że nie sposób było mu się nie poddać. Okręcił mnie raz jeszcze, po czym
przyciągnął do siebie tak, że nasze twarze znalazły się blisko siebie. Zbyt
blisko. Oddychałam ciężko spoglądając w jego oczy. On szukał w moich znaku pozwolenia.
I tu chyba nie chodziło o pocałunek, była w tym głębsza prośba. O namiętność
nie na jedną noc.
Złożyłam
na jego ustach delikatny pocałunek. To był znak, a on to wyczuł. Piosenka
dobiegła końca, a ja w końcu otworzyłam oczy. Czułam, że atmosfera między nami
diametralnie się zmieniła. Wróciliśmy do stolika i nie mówiąc do siebie ani
słowa dopijaliśmy drinki. Utrzymywaliśmy tylko między sobą kontakt wzrokowy.
Non stop, bez przerwy. Odstawiłam szklankę na stolik.
- Możemy już wracać? – spytał się mnie.
Kiwnęłam
potwierdzająco głową i wstałam z fotela. Gdy wyszliśmy na zewnątrz spojrzałam w
stronę zaparkowanego samochodu.
- Przecież piłeś.
- Wiem – wyciągnął rękę do góry widząc jadącą
taksówkę.
Gdy
kierowca się zatrzymał wcisnęliśmy się na tylne siedzenia. Joe podał adres
hotelu, nawet nie miałam w tym momencie ochoty zastanawiać się, gdzie dokładnie
jedziemy. Ważne, że on był obok. Z radia płynęła lubieżna piosenka Zeppelinów
„D’yer Mak’er”. Wpatrując się w boczną szybę nagle poczułam rękę Perry’ego na
kolanie, zadrżałam. Ale on sobie nic z tego nie robił tylko ciągnął swoją
wędrówkę poprzez udo, głaszcząc je przez materiał spodni, by następnie przesunąć
ją na wewnętrzną stronę nogi. Przezornie najpierw spojrzałam na kierowcę, który
był zbyt zajęty jazdą, a potem na Joe. Miał lekko rozchylone wargi, a między
zaciśniętymi zębami zauważyłam koniuszek języka. Oblizałam wargi i poruszyłam
się niecierpliwie.
- Mógłby pan trochę głośniej? – spytałam
taksówkarza.
- Nie ma sprawy, panienko – uśmiechnął się,
spełnił moją prośbę i zaczął sobie pogwizdywać.
Też
się uśmiechnęłam i spojrzałam ponownie na Joe. Przybliżyłam się nieco i tym
razem ja położyłam rękę na jego udzie lekko je drapiąc poprzez materiał
jeansów. Z niewinnym uśmieszkiem przesuwałam swoją dłoń coraz wyżej i wyżej, aż
w końcu natrafiłam na twardą wypukłość jego rozporka. Zagryzłam dolną wargę i
spojrzałam na niego wyzywająco. Siedzieliśmy tak w tym nieznośnym napięciu
słuchając jęczącego Planta.
- Twoi wujkowie to jednak umieją podniecić –
zażartował Joe. – Oh piękna, jak ten tekst pasuje do sytuacji.
Powiedział
te słowa, po czym zaczął mnie delikatnie kąsać po szyi i mruczeć do ucha słowa
piosenki.
When I read the letter you wrote me
it made me mad mad mad
when I read the words that it told me
when I read the words that it told me
it made me sad sad sad
but I still love you so
I can’t let you go
I love you
oh baby I love you
I love you
oh baby I love you
oh oh oh oh oh oh
every breath I take
oh oh oh oh
ohh every move I make
oh baby please don’t go
Ah ah ah ah ah aye
you hurt me to my soul
oh oh oh oh
you hurt me to my soul
oh oh oh oh
darling please don’t go
when I read the letter you sent me
it made me mad mad mad
when I read the news that it told me
it made me sad sad sad
but I still love you so
and I can’t let you go
I love you
oh baby I love you
„Co ona ze mną wyprawia? No co?! To
tylko dotyk jej zwinnych palców i niewinne spojrzenie, niby nic takiego. Kurwa,
w takim czasie to nawet Elyssa nie potrafiła mnie doprowadzić do takiego stanu
podniecenia. Niby nie powinienem ze względu na to, że jestem starszy od niej
oraz żonaty. I druga sprawa, to to że szanuję Page’a, a nie chciałbym sobie u
niego przejebać, bo może dzięki znajomości z Rain uda nam się pokoncertować
razem. To byłoby coś.
- Jeśli nie przestaniesz tak na mnie patrzeć i
mnie dotykać to będę zmuszony wziąć to co chcę już tutaj – powiedziałem jej na
ucho lekko przegryzając jego płatek. Musiałem trochę ostudzić jej zapał i swój
przy okazji też, bo na serio mogłoby się to skończyć już w tej taksówce. A ona
na to nie zasługuje. Należy jej się coś więcej od życia niż szybki seks na
tylnych siedzeniach taksówki.
Kurwa, Perry… starzejesz się czy
co?”
Gdy
dotarliśmy pod DoubleTree wysiedliśmy szybko z auta, Joe podał kierowcy banknot
i starając zachować pozory weszliśmy do lobby hotelu. Wszystko było tutaj takie
luksusowe, z przepychem. Aż nie mogłam oderwać wzroku od wspaniałych
kryształowych żyrandoli, kiedy poczułam rękę w pasie.
- Winda czeka – oznajmił Joe, po czym sami weszliśmy
do środka. Dochodziła północ, a hotelowy parter świecił pustkami, aż dziwne.
Jak
tylko drzwi się zasunęły za nami, Perry oparł się o ściankę i przyciągnął mnie
do siebie za poły ramoneski. Przywarłam ustami do jego ust i zaczęłam się
odważnie ocierać o jego biodra swoimi. Nawinął sobie moje włosy na rękę i
odciągnął moją głowę robiąc sobie łatwy dostęp do mojej szyi. Sapałam z
podniecenia, gdy składał na niej pocałunki raz delikatne, a raz łapczywe.
- Love in an elevator – wymruczał między
pocałunkami.
Winda się zatrzymała, a ja oderwałam się od
niego niechętnie. Oczy błyszczały mu z podniecenia, na sam ten widok robiłam
się mokra. Wyszłam przodem kusząco kręcąc biodrami, skręciliśmy i dotarliśmy na
sam koniec korytarza. Po wejściu do pokoju kopniakiem zatrzasnął drzwi i
przyparł mnie do nich całując namiętnie. Ściągnął ze mnie skórę i od razu
koszulkę, po czym przeniósł swoje usta na mój dekolt. Ja na oślep ściągałam z
niego kurtkę i koszulkę i gdy skończyłam wplotłam swoje palce w jego włosy,
oddawałam mu pocałunki z pasją, a jeśli obok nas wybuchłby pożar nic byśmy nie
zauważyli. Przenieśliśmy się do świata, gdzie inne bodźce w ogóle do nas nie
docierały.
Podniósł
mnie i oplotłam swoimi nogami jego biodra nie przestając całować. Skierowaliśmy
się do wielkiego łóżka na podwyższeniu, rzucił mnie na nie i podziwiał moją
osobę. Po chwili zaczął zdejmować moje buty i razem ze spodniami pozbył się też
bielizny. Leżałam przed nim kompletnie obnażona i nawet się nie wstydziłam.
Spoglądałam tylko na niego oddychając ciężko, on widząc mnie taką uśmiechał się
łobuzersko i sięgnął do zapięcia swoich spodni.
- Pozwolisz…? – podniosłam się i klęknęłam
przed nim. Odpinałam powoli guzik za guzikiem i wraz ze spodniami zsunęłam
także jego bokserki. W końcu mogłam zobaczyć go w całej okazałości. Spojrzałam
w górę i oblizałam górną wargę, pogłaskał mnie po włosach. Zrobiłam kilka
posuwistych ruchów dłonią, a on pociągnął mnie w górę, dał mocnego klapsa w
pośladek i popchnął na łóżko. Rozchylił mi nogi i przytrzymując je zaczął tak
wprawnie operować językiem, że po chwili cała płonęłam i jęczałam głośno. Będąc
już u szczytu nagle przestał i pocałował mnie przekazując mój smak w usta.
Gładził całe moje ciało patrząc na nie prawie że z nabożną czcią.
- Ja nie… nie… - nagle skrępowało mnie to, że
byłam dziewicą. Jakoś głupio było mi o tym teraz mówić, a krwisty rumieniec
pokrył najpierw mój dekolt i powoli przechodził przez szyję, aż do policzków.
Joe patrzył na to zafascynowany.
- Spokojnie, maleńka. Powoli – stopniowo i
delikatnie zagłębiał się we mnie, aż poruszył się po raz ostatni, a z mojego
oka pociekła pojedyncza łza.
-
Już dobrze… jest już dobrze – wysunął się i ponownie wszedł – O tak, nie
przestawaj!
Moje
jęki chyba go zachęciły, bo robił to coraz szybciej i szybciej. Nie wiedziałam,
że to może być aż tak przyjemne. Drapałam go po plecach, zostawiając szramy po
moich paznokciach. Po chwili kazał mi się podnieść i wziął mnie tym razem od
tyłu. Gdy się we mnie wbił krzyknęłam głośno, a on znów dał mi klapsa.
- Cicho – upomniał mnie. Chwycił moje włosy w
jedną dłoń zaplatając je sobie wokół niej, a drugą oparł mi w talii i ponowił
swoje prowadzenie nas na szczyt.
Kiedy
czułam, że koniec jest zbyt bliski nie mogłam się powstrzymać od pojękiwania.
Nie mogłam! I wybuchłam zaciskając się wokół niego, jęcząc i nieskładnie
skandując jego imię. Czułam się jakbym miała za chwilę odlecieć, zemdleć. Było
mi tak dobrze, a on kilka pchnięć później wydał gardłowy jęk i łapiąc mnie za
biodra przytrzymał przy sobie. Chwilę później się wysunął i położył, a ja
padłam obok niego w ogóle nie kontaktując z rzeczywistością. Tak jak się
położyłam, tak zasnęłam niezdolna nawet pomyśleć o tym co się przed chwilą
stało.
Jezus Maria...Toż to było genialne!
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych blogów jakie dotąd miałam okazje przeczytać.
Dziękuje za miłe słowa, aż mi sie ciepło na sercu zrobiło (:
OdpowiedzUsuńO BORZE! KOBIETO KOCHAM CIE!
OdpowiedzUsuńTo było NIESAMOWITE!
O jejku jejku!
Borze no!
Jezu jezu
Mam łzy szczęścia w oczach!
To było cudowne
Joe i Rain nareszcie lallalala
Tez on zostawi żone i będą razem!
Teraz to mi w głowie siedzi tylko jedno: TAK BARDZO chciałabym być na miejscu Rain ;-;
OdpowiedzUsuńHmmm...mimo wszystko myślę, że jak dojdzie do siebie po tym wszystkim, przyjdą wyrzuty sumienia. No ciekawi mnie jak to potoczy się dalej..Co na to Page? I czy w ogóle się dowie...Czy oni będą ze sobą, czy Joe posłusznie wróci do żony jak gdyby nigdy nic się nie stało? No właśnie...Pozostaje mi czekać na następny.
Jest cudownie!
Chyba każda z nas chciałaby być na miejscu Rain ;)
UsuńŚwietny rozdział, rany...
OdpowiedzUsuńNo, Rain się nie posłuchała Page'a, nieładnie... będzie wściekły, jak się dowie. Na Joe'ego też. Pozostaje więc nadzieja, że się nie dowie ;p
No, ale zobaczymy :)
GE-NIAL-NE.
OdpowiedzUsuńnie mam więcej słów, Kochana! wspaniały rozdział!
geez, dobrze że tak szybko piszesz, bo nie mogę doczekać się następnego :D
Jakurwapierdolę, przepraszam, ale...
OdpowiedzUsuń,, - Oh słodka dziewczyno, jak ja mam teraz o tobie zapomnieć? – zadręczał się gitarzysta.''
Łzy, ja mam znowu łzy w oczach, jak pięknie, Boże, nie mogę, zakochałam się, już wiem, jakie wizje po nocach teraz będę miała, o ludzie, o panie!
Wujek Jimmy, próbujący za wszelką cenę wyciągnąć z Rain relacje po-koncertową, haha, nic z tego. Bardzo...w sumie nie, nie wiem, czy słusznie się z tym kryła, w końcu to Page.
Dobra, ale idąc dalej...dziewczyno. Dziewczyno! Zabijesz mnie kiedyś tym, co tutaj piszesz! Za dużo przeklinam w komentarzach dla Ciebie, ale po prostu nie mogę, nie mogę, magia jakaś.
To nie jest codziennością, że stoisz w kuchni uwalona cała mąką i nagle do domu wparowuje ci taki Joe Perry, chwali te ciastka, uśmiecha się i w rezultacie zaprasza na drinka, w aucie słuchacie do tego Franka Sinatry. Pierdzielę, bajka, no bajka. Zdechłabym jeszcze przed samym faktem, w zasadzie ja zdycham po samym przeczytaniu czegoś takiego...
,,Nie jestem taka jak inne'' - nie, nie jesteś, bo siedzisz sobie na przeciwko Perry'ego i będziesz się świetnie bawić w jego towarzystwie, CHOLERA JASNA - PRZEDE MNĄ CIĘŻKA NOC.
Kurwa, nie mogę, jak ja sobie wizualizuję to wszystko, co działo się w tej taksówce to jest mi tak gorąco, że nie mogę wytrzymać, ja chcę być Rain, ja jestem taką jak ona w swoich wieczornych wędrówkach w głębi umysłu, ja nie wierzę, o Boże, on jest cudowny, nie mogę, reanimujcie mnie, kocham Cię za to, co piszesz. I JAK.
JUŻ WALIĆ TĘ JEGO ŻONĘ, LICZY SIĘ RAIN I ON, ŻYJEMY CHWILĄ.
,,Drapałam go po plecach, zostawiając szramy po moich paznokciach.''
Chyba najpiękniejszy obraz świata, nie wierzę.
Naprawdę żyjemy chwilą.
I ten nieziemsko epicki koniec. Żyjemy chwilą. Ten rozdział. Ten hotel, ten facet.
Pięknie, pisz dalej, pisz tak dalej, weny Ci życzę, czekam z utęsknieniem na ciąg dalszy.
Na to czekałam. Miałaś rację, pisząc, że mi się spodoba. Jestem zachwycona, na to czekałam, właśnie na to czekałam. Miał być ogień, chciałam dostać ogień. Dostałam, haha.
Świetnie, dzięki. Czekam -
weny!
Oddychaj... raz, dwa, raz, dwa
OdpowiedzUsuńjak gorąco tu, borzee...
Ja nie mam słów, trzy razy chyba tą scenę czytałam!
Kurwa, Perry, spinaj duspko, zostaw Ellysę, bierz Rain!
TY WIESZ NA CO JA CZEKAM :3
wybacz nie mam po prostu sił, żeby sklecić coś normalnego, ale no...
WENY WENY ♥
Przeczytałam po raz drugi i emocjonuje się niemniej jak wtedy, o Chryste Panie...
OdpowiedzUsuńZastanawiam się dlaczego to jest takie ekscytujące dla was, zwykła akcja tutaj została opisana przecież :D
UsuńTy nie wiesz, ile ja się oczekałam na jakieś naprawdę dobre opowiadanie na bloggerze, haha!
UsuńW takim razie dziękuje i lecę przepisywać 7 rozdział, bo ostatnio mam wenę tylko jak kładę sie spać xD
Usuń