Hałas
dobiegający z dołu stawał się coraz bardziej niepokojący. Powoli wyszłam z
pokoju i zmierzałam po schodach w to miejsce. Zamiast czegoś strasznego, jak
złodziej czy próba morderstwa zauważyłam tylko Jimmy’ego porządkującego swoje
rzeczy. Westchnęłam ciężko.
- Serio? O to było tyle hałasu? – powiedziałam
cicho patrząc na niego.
Podniósł głowę z nad albumu ze zdjęciami.
Włosy miał na całej twarzy.
- Wiesz, że nie umiem niczego robić po cichu –
szepnął dziwnie poruszonym głosem. On… płakał?
- Co ci się stało? – chwila i byłam przy nim
wyrywając mu album z dłoni. Były tam różne zdjęcia: z rodziną, jako nastolatek,
z ery Led Zeppelin. Jedno przykuło moją uwagę. Chwyciłam je delikatnie jakby
miało za chwilę się rozlecieć.
Było
zrobione w Nowym Jorku, na tarasie jakiegoś luksusowego hotelu, bo widać było
za barierką Central Park. Do zdjęcia ustawili się Plant, Jimmy i moi rodzice.
Wszyscy roześmiani, szczęśliwi i pewnie też naćpani. Tata tak czule obejmował
mamę… żadne z nich nie było jeszcze świadome tego co miało się niedługo
wydarzyć.
- Piękne zdjęcie.
- Moje ulubione, pamiętam jakby to było
wczoraj. Pewnie pomyślisz, że jesteśmy tu na haju. Otóż nie, kochanie. To był
moment, gdy twoja matka dowiedziała się że jest w ciąży. Z tobą.
Spojrzałam
na wujka ze zdziwieniem.
- Że co proszę?
- Dokładnie tak, było cholernie zimno, ale ona
nalegała żeby zrobić zdjęcie na tle tego parku zimą. Spójrz – odwrócił
fotografię – 1 styczeń, 1963. Nie jestem pewien czy cię nawet i w Sylwestra nie
spłodzili. Tego akurat nie pamiętam. Z tej nocy mam tylko jedno wspomnienie:
Planta w SAMYCH kolorowych skarpetkach, nie pytaj dlaczego, bo sam nie wiem.
Zaczęłam
się śmiać kreując sobie w głowie postać nagiego Roberta i tych skarpetach. Nie
powiem, żeby mi się ta wizja nie podobała.
- Oj wy i te wasze wyskoki po dragach –
pokręciłam głową wstając z podłogi. – Jesteś głodny?
- Tak.
Przygotowałam
jakiś szybki obiad składający się z makaronu z sosem i usiedliśmy do stołu.
- Znalazłem jeszcze jedno zdjęcie, twoje –
uśmiecha się tajemniczo.
- Co ja tam robię? Nie mów, że jakieś z
kąpieli, gdy byłam mała – jęknęłam odkładając widelec.
Zaśmiał
się.
- Nie, nic z tych rzeczy. Z koncertu naszego,
jak miałaś może z 11 lat i byłaś za kulisami. Stałaś tam taka drobniutka i
niewinna, a dookoła ciebie same gwiazdy i nawet nie byłaś za bardzo tego świadoma.
Znaczy się, znałaś ich twórczość i w ogóle, ale to była inna sytuacja. Czekaj –
poszedł do salonu po zdjęcie. – Spójrz, tu masz Stonesów, za tobą stoi Paul
McCartney, a tutaj…
- Aerosmith?! – krzyknęłam trochę za głośno. –
Stałam obok nich i o tym nie wiedziałam?! Boże, jaka ja byłam głupia… między
Perrym, a Tylerem, matko.
Jimmy
uniósł brew ku górze, a ja spłonęłam rumieńcem.
- No co? Lubię ich piosenki… - powiedziałam
speszona.
- Tu chyba chodzi o coś więcej, hm?
- Dobra, Perry jest niczego sobie –
wykrztusiłam po chwili.
Klepnął
mnie w ramię.
- I tu cię mam.
Wstałam
ze stołu i pozbierałam brudne talerze.
- Czepiasz się, a właśnie… mają jakiś koncert
w najbliższym czasie?
- Nie mam pojęcia, musiałbym zadzwonić do
Stevena. Zrobię to dzisiaj wieczorem, nie martw się.
Przytuliłam
go mocno.
- Dziękuję, jesteś najlepszy – szepnęłam i po
chwili poszłam do siebie do pokoju.
*
Dalej
nie mogę tego przeżyć. Być obok samego Joe Boskiego Perry’ego i nie być tego
świadomym! Katastrofa. Akurat słuchałam Toys In The Attic, piosenka „Sweet
Emotion” była niezwykle adekwatna do toku moich myśli, które zmierzały w coraz
gorszym kierunku.
Joe,
Joe, Joe… taki przystojny, seksowny i utalentowany. Ile on ma lat? Chyba
przekroczył 30 dopiero. To nie jest tak źle, oj nie. 13 lat różnicy to nie jest
wcale dużo, poza tym wiek nie ma znaczenia. Teraz tylko czekać, aż Page
zadzwoni o ich koncert. Chętnie pójdę i tym razem spotkam się z nimi. Już
świadomie.
- Rain! Rain, obudź się! – czułam jak ktoś
mnie szarpie za koszulkę.
- Co się dzieje? Pali się czy co? –
przecierałam oczy zaspana.
Jimmy wywrócił oczyma.
- Już cię nie interesuje spotkanie z Perrym?
Momentalnie
oprzytomniałam.
- Nie! Tak! Znaczy się… mów!
- Dobrze trafiłaś, bo akurat za dwa dni mają
koncert w Nowym Jorku. Madison Square Garden, załatwiłem ci bilet i wejściówkę
za kulisy. Wystarczy, że pójdziesz to wszystko odebrać jutro do wytwórni.
Rzuciłam
mu się na szyję i zaczęłam piszczeć.
- Dziękuję, aaaaa! Jesteś cudowny!
Wtulał
mnie w siebie i głaskał po plecach.
- Spokojnie, no już. Bo za chwilę słuch stracę
kompletnie – żartował.
Odsunęłam
się od niego i wytarłam łzy z policzków. Dalej się głupio uśmiechałam i myślami
byłam już daleko stąd. Jimmy wyszedł niezauważalnie z pokoju, jego krępowały
niektóre uczucia. Był taki skryty czasami. Aż dziwne, że nigdy nie
przyprowadził tu żadnej kobiety i oznajmił mi, że zostanie ona moją
ciotką-opiekunką. Jednak może, gdy mnie nie było to on się z kimś spotykał. W
końcu jest atrakcyjnym mężczyzną. Poza tym, no nie oszukujmy się… jest
ROCKMANEM! Z Led Zeppelin! No kurwa, która by takiego nie chciała? Ja nie. To
wujek Jimmy, bleeeeh.
Mnie się wszystko super podoba XD Fajnie się zapowiada, tylko mam nadzieję, że rozdziały będą dłuższe B)
OdpowiedzUsuńCiesze się jak głupia
OdpowiedzUsuńCudownt Perry
Łezka radości mi spłynęła
Chce więcej! :)
Nina Rose daje okejke :D ♥
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie mam takiego fajnego wujka. Mój wujek tylko wtyka nos w nieswoje sprawy i kłóci się ze mną tak, że wszyscy sąsiedzi z ulicy to słyszą. Właściwie sytuacja miała miejsce tylko raz, bo od dwóch lat ze sobą nie rozmawiamy. Poza tym on nie ma takich kontaktów i nie jest tak przystojny.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Rain, gdybym jednak miała takiego fajnego wujka i załatwiłby mi bilet i wejściówki za kulisy na koncercie Megadeth, to chyba bym dla niego cysternę jakiegoś dobrego alkoholu ukradła.
32 lata różnicy, nie no co to jest... pryszcz. Dave jest 4 miesiące starszy od mojego ojca, ale przecież to się wytnie.
Przeglądanie rodzinnych albumów, oglądanie zdjęć, które mają dla nas jakąś sentymentalną wartość zawsze wywołuje wiele emocji, często wyciska łzy z najbardziej suchych oczu.
Plant w samych skarpetkach? Sama chciałabym to na własne oczy zobaczyć, chociażby na starej fotografii.
Co do formy rozdziału, to nie mogę Ci niczego zarzucić, ale strasznie krótki, spodziewałam się nieco dłuższego. Ale rozumiem, dozowanie napięcia i te sprawy.
Ach... Wujek Page, ojciec Bonham i jeszcze Perry, który ma być...kim? Haha, no właśnie. Jeszcze się zaraz zrobię zazdrosna o Rain, że taki wujek załatwił jej, tak po prostu, spotkanie z moim ideałem, no niesamowite! W zasadzie już zrobiłam się zazdrosna, cholera. Uwielbiam czytać takie rzeczy, z jednej strony mnie rozsadza, z drugiej chcę więcej i więcej, dlatego też chcę się spytać: dlaczego rozdział jest taki króciutki?! Ja bym chciała więcej, chociaż o połowę. To, co tutaj piszesz jest wciągające i ja tego nie ukryję.
OdpowiedzUsuń...też chcę mieć takiego wujka, do cholery!
Dobra, trzeba się ogarnąć. W takim razie ja czekam na rozdział drugi, liczę, że akcja się jakoś, hm, rozwinie...!
Czekam na ciąg dalszy!
haha, wiedziałam, że będzie Perry! czekam na rozwój wydarzeń i spotkanie Rain z dziadkami z Aero :D
OdpowiedzUsuńoby tak dalej, bo idzie Ci świetnie! zapowiada się bardzo, bardzo ciekawie :)
~ Kasia aka Slash :D
Też bym chciała mieć takiego wujka. Nie dość, że to ten Jimmy to jeszcze załatwia wejściówkę za kulisy! Też bym chciała móc porozmawiać z cudownym panem Perrym.
OdpowiedzUsuńZapowiada się..Cudownie i jest coraz lepiej.
Chciałabym więcej i więcej. A tu koniec. No i trzeba czekać.
Ale będę czekać! :)