sobota, 21 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 1

Hałas dobiegający z dołu stawał się coraz bardziej niepokojący. Powoli wyszłam z pokoju i zmierzałam po schodach w to miejsce. Zamiast czegoś strasznego, jak złodziej czy próba morderstwa zauważyłam tylko Jimmy’ego porządkującego swoje rzeczy. Westchnęłam ciężko.
 - Serio? O to było tyle hałasu? – powiedziałam cicho patrząc na niego.
 Podniósł głowę z nad albumu ze zdjęciami. Włosy miał na całej twarzy.
 - Wiesz, że nie umiem niczego robić po cichu – szepnął dziwnie poruszonym głosem. On… płakał?
 - Co ci się stało? – chwila i byłam przy nim wyrywając mu album z dłoni. Były tam różne zdjęcia: z rodziną, jako nastolatek, z ery Led Zeppelin. Jedno przykuło moją uwagę. Chwyciłam je delikatnie jakby miało za chwilę się rozlecieć.
Było zrobione w Nowym Jorku, na tarasie jakiegoś luksusowego hotelu, bo widać było za barierką Central Park. Do zdjęcia ustawili się Plant, Jimmy i moi rodzice. Wszyscy roześmiani, szczęśliwi i pewnie też naćpani. Tata tak czule obejmował mamę… żadne z nich nie było jeszcze świadome tego co miało się niedługo wydarzyć.
 - Piękne zdjęcie.
 - Moje ulubione, pamiętam jakby to było wczoraj. Pewnie pomyślisz, że jesteśmy tu na haju. Otóż nie, kochanie. To był moment, gdy twoja matka dowiedziała się że jest w ciąży. Z tobą.
Spojrzałam na wujka ze zdziwieniem.
 - Że co proszę?
 - Dokładnie tak, było cholernie zimno, ale ona nalegała żeby zrobić zdjęcie na tle tego parku zimą. Spójrz – odwrócił fotografię – 1 styczeń, 1963. Nie jestem pewien czy cię nawet i w Sylwestra nie spłodzili. Tego akurat nie pamiętam. Z tej nocy mam tylko jedno wspomnienie: Planta w SAMYCH kolorowych skarpetkach, nie pytaj dlaczego, bo sam nie wiem.
Zaczęłam się śmiać kreując sobie w głowie postać nagiego Roberta i tych skarpetach. Nie powiem, żeby mi się ta wizja nie podobała.
 - Oj wy i te wasze wyskoki po dragach – pokręciłam głową wstając z podłogi. – Jesteś głodny?
 - Tak.
Przygotowałam jakiś szybki obiad składający się z makaronu z sosem i usiedliśmy do stołu.
 - Znalazłem jeszcze jedno zdjęcie, twoje – uśmiecha się tajemniczo.
 - Co ja tam robię? Nie mów, że jakieś z kąpieli, gdy byłam mała – jęknęłam odkładając widelec.
Zaśmiał się.
 - Nie, nic z tych rzeczy. Z koncertu naszego, jak miałaś może z 11 lat i byłaś za kulisami. Stałaś tam taka drobniutka i niewinna, a dookoła ciebie same gwiazdy i nawet nie byłaś za bardzo tego świadoma. Znaczy się, znałaś ich twórczość i w ogóle, ale to była inna sytuacja. Czekaj – poszedł do salonu po zdjęcie. – Spójrz, tu masz Stonesów, za tobą stoi Paul McCartney, a tutaj…
 - Aerosmith?! – krzyknęłam trochę za głośno. – Stałam obok nich i o tym nie wiedziałam?! Boże, jaka ja byłam głupia… między Perrym, a Tylerem, matko.
Jimmy uniósł brew ku górze, a ja spłonęłam rumieńcem.
 - No co? Lubię ich piosenki… - powiedziałam speszona.
 - Tu chyba chodzi o coś więcej, hm?
 - Dobra, Perry jest niczego sobie – wykrztusiłam po chwili.
Klepnął mnie w ramię.
 - I tu cię mam.
Wstałam ze stołu i pozbierałam brudne talerze.
 - Czepiasz się, a właśnie… mają jakiś koncert w najbliższym czasie?
 - Nie mam pojęcia, musiałbym zadzwonić do Stevena. Zrobię to dzisiaj wieczorem, nie martw się.
Przytuliłam go mocno.
 - Dziękuję, jesteś najlepszy – szepnęłam i po chwili poszłam do siebie do pokoju.
*
Dalej nie mogę tego przeżyć. Być obok samego Joe Boskiego Perry’ego i nie być tego świadomym! Katastrofa. Akurat słuchałam Toys In The Attic, piosenka „Sweet Emotion” była niezwykle adekwatna do toku moich myśli, które zmierzały w coraz gorszym kierunku.
Joe, Joe, Joe… taki przystojny, seksowny i utalentowany. Ile on ma lat? Chyba przekroczył 30 dopiero. To nie jest tak źle, oj nie. 13 lat różnicy to nie jest wcale dużo, poza tym wiek nie ma znaczenia. Teraz tylko czekać, aż Page zadzwoni o ich koncert. Chętnie pójdę i tym razem spotkam się z nimi. Już świadomie.

 - Rain! Rain, obudź się! – czułam jak ktoś mnie szarpie za koszulkę.
 - Co się dzieje? Pali się czy co? – przecierałam oczy zaspana.
 Jimmy wywrócił oczyma.
 - Już cię nie interesuje spotkanie z Perrym?
Momentalnie oprzytomniałam.
 - Nie! Tak! Znaczy się… mów!
 - Dobrze trafiłaś, bo akurat za dwa dni mają koncert w Nowym Jorku. Madison Square Garden, załatwiłem ci bilet i wejściówkę za kulisy. Wystarczy, że pójdziesz to wszystko odebrać jutro do wytwórni.
Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam piszczeć.
 - Dziękuję, aaaaa! Jesteś cudowny!
Wtulał mnie w siebie i głaskał po plecach.
 - Spokojnie, no już. Bo za chwilę słuch stracę kompletnie – żartował.

Odsunęłam się od niego i wytarłam łzy z policzków. Dalej się głupio uśmiechałam i myślami byłam już daleko stąd. Jimmy wyszedł niezauważalnie z pokoju, jego krępowały niektóre uczucia. Był taki skryty czasami. Aż dziwne, że nigdy nie przyprowadził tu żadnej kobiety i oznajmił mi, że zostanie ona moją ciotką-opiekunką. Jednak może, gdy mnie nie było to on się z kimś spotykał. W końcu jest atrakcyjnym mężczyzną. Poza tym, no nie oszukujmy się… jest ROCKMANEM! Z Led Zeppelin! No kurwa, która by takiego nie chciała? Ja nie. To wujek Jimmy, bleeeeh. 

7 komentarzy:

  1. Mnie się wszystko super podoba XD Fajnie się zapowiada, tylko mam nadzieję, że rozdziały będą dłuższe B)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesze się jak głupia
    Cudownt Perry
    Łezka radości mi spłynęła
    Chce więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nina Rose daje okejke :D ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Żałuję, że nie mam takiego fajnego wujka. Mój wujek tylko wtyka nos w nieswoje sprawy i kłóci się ze mną tak, że wszyscy sąsiedzi z ulicy to słyszą. Właściwie sytuacja miała miejsce tylko raz, bo od dwóch lat ze sobą nie rozmawiamy. Poza tym on nie ma takich kontaktów i nie jest tak przystojny.
    Zazdroszczę Rain, gdybym jednak miała takiego fajnego wujka i załatwiłby mi bilet i wejściówki za kulisy na koncercie Megadeth, to chyba bym dla niego cysternę jakiegoś dobrego alkoholu ukradła.
    32 lata różnicy, nie no co to jest... pryszcz. Dave jest 4 miesiące starszy od mojego ojca, ale przecież to się wytnie.

    Przeglądanie rodzinnych albumów, oglądanie zdjęć, które mają dla nas jakąś sentymentalną wartość zawsze wywołuje wiele emocji, często wyciska łzy z najbardziej suchych oczu.
    Plant w samych skarpetkach? Sama chciałabym to na własne oczy zobaczyć, chociażby na starej fotografii.

    Co do formy rozdziału, to nie mogę Ci niczego zarzucić, ale strasznie krótki, spodziewałam się nieco dłuższego. Ale rozumiem, dozowanie napięcia i te sprawy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach... Wujek Page, ojciec Bonham i jeszcze Perry, który ma być...kim? Haha, no właśnie. Jeszcze się zaraz zrobię zazdrosna o Rain, że taki wujek załatwił jej, tak po prostu, spotkanie z moim ideałem, no niesamowite! W zasadzie już zrobiłam się zazdrosna, cholera. Uwielbiam czytać takie rzeczy, z jednej strony mnie rozsadza, z drugiej chcę więcej i więcej, dlatego też chcę się spytać: dlaczego rozdział jest taki króciutki?! Ja bym chciała więcej, chociaż o połowę. To, co tutaj piszesz jest wciągające i ja tego nie ukryję.
    ...też chcę mieć takiego wujka, do cholery!
    Dobra, trzeba się ogarnąć. W takim razie ja czekam na rozdział drugi, liczę, że akcja się jakoś, hm, rozwinie...!
    Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  6. haha, wiedziałam, że będzie Perry! czekam na rozwój wydarzeń i spotkanie Rain z dziadkami z Aero :D
    oby tak dalej, bo idzie Ci świetnie! zapowiada się bardzo, bardzo ciekawie :)
    ~ Kasia aka Slash :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Też bym chciała mieć takiego wujka. Nie dość, że to ten Jimmy to jeszcze załatwia wejściówkę za kulisy! Też bym chciała móc porozmawiać z cudownym panem Perrym.
    Zapowiada się..Cudownie i jest coraz lepiej.
    Chciałabym więcej i więcej. A tu koniec. No i trzeba czekać.
    Ale będę czekać! :)

    OdpowiedzUsuń