czwartek, 26 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 3

 - Istne szaleństwo! – krzyczał Steven Tyler patrząc na swoją publikę. – Jesteście niesamowici, a teraz ostatnia piosenka na tym koncercie. Nowy Jork, jesteście gotowi?!
Publiczność zawrzała, co jedynie nakręciło wokalistę i pozostałych członków Aerosmith. Bisem zostało „Dream On”, gdy zabrzmiały pierwsze takty piosenki w moich oczach pojawiły się łzy. To był taki piękny utwór. Tak bardzo przypominał mi tatę, on zawsze powtarzał mi żebym nie przestawała marzyć.
Człowiek, który przestaje marzyć - umiera.

Joe grał po kolei chwyty i rozglądał się po ludziach. Co innego miał robić, skoro ten utwór znał już dosłownie na pamięć? Najwidoczniej wszyscy się świetnie bawili, śpiewali i w ogóle. Uśmiechy było widać wszędzie. Tylko jedna dziewczyna miała smutny wyraz twarzy. Płakała. To była ONA! Ta z holu, ta z pokoju, ona. Jednak ten młody miał rację, była zjawiskowa. Łzy w oczach dodawały jej uroku i takiego dziecinnego wyrazu.
Niewinność.
To słowo nasuwało mu się na myśl, gdy na nią patrzył. Po prostu nie mógł oderwać od niej wzroku. Nagle ona spojrzała na niego. A on oniemiał. Poczuł jakby jakiś elektryzujący prąd przeszedł przez całe jego ciało. Posłał jej uśmiech i odwrócił wzrok, bo jeszcze chwila podziwiania jej skończyłaby się tym, że zapomni jak się gra. Kurwa, stanął mi – pomyślał Perry.

Spojrzał na mnie. Uśmiechnął się do mnie. Czułam jakbyśmy nie byli na wielkim koncercie z tysiącami ludzi, tylko gdzieś w zamkniętym pomieszczeniu we dwoje. Takie przyjemne dreszcze przechodziły mnie w tym momencie. Koncert dobiegł już końca, zespół pożegnał się z publicznością i zszedł ze sceny. To teraz czas na kolejną rozrywkę, aż zaczęło mi szaleńczo walić serce.
Podeszłam do ochroniarza i pokazałam mu przepustkę. Obejrzał ją i wskazał kierunek, gdzie mam iść. Szłam powoli, jakby jeszcze nie dowierzając gdzie się znajduję. Kierowałam się po ludziach, którzy szli w jednym kierunku. W końcu dotarłam do celu. Garderoba zespołu. Zapukałam.
Cisza.
Nagle otwiera mi sam pan Steven Tyler uśmiechając się od ucha do ucha, przytulał jakąś szczęśliwą fankę, która wisiała mu na szyi.
 - Prosimy, prosimy.
Weszłam nieśmiało do środka i poprawiłam włosy. Wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Czułam się obiektem zainteresowania każdego. Zagryzłam nerwowo wargę spoglądając po ludziach. W końcu dotarłam spojrzeniem tam, gdzie zamierzałam. W rogu pomieszczenia stał on.
Joe Perry.
Patrzył na mnie z błyskiem w oku. Uśmiechnęłam się szerzej.
 - Widzę, że coś tu się kroi. Idź kochanie, idź. Zrób mi tą przysługę i się nim jakoś zajmij – powiedział Steven pchając mnie w stronę gitarzysty.
Niezdarnie stanęłam przed Joe. Cholera, z takiej odległości jest jeszcze lepszy.

Nie wierzył. Po prostu nie wierzył, że ona stoi przed nim jakieś pół metra. Jej urok osobisty zwalał go z nóg, dosłownie.
 - Cześć – powiedział cicho.
 - Hej – odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
Piękny, melodyjny głos. Zastanawiał się czy było w niej coś niedoskonałego, bo jak na razie nic takiego nie dostrzegał.
 - Jak ci się podobał koncert? – próbował jakoś zacząć rozmowę.
 - Oh, było wspaniale. Lepiej niż mogłam sobie wyobrazić.
Tym razem to on się uśmiechnął, dziewczyna na ten widok tylko zagryzła wargę i spłonęła rumieńcem. Jaka ona słodziutka – skwitował w myślach Joe.
 - Jestem Rain – wyciągnęła do niego drobną dłoń, na paznokciach nie miała lakieru. Elyssa uwielbia sztuczne paznokcie.
 - Joe, ale to już wiesz – starał się zażartować.
Zamknął jej kruchą dłoń, w swojej już wymęczonej przez koncert i spojrzeli sobie w oczy. W tym momencie jakby czas się dla nich zatrzymał. Nie widzieli nic poza sobą.
 - …ale Elyssa powiedziała, że on… - gdy Perry’ego dobiegł strzęp tego jednego zdania nagle oprzytomniał. Stary, jesteś żonaty i w dodatku ta mała jest od ciebie dużo młodsza! – powiedział sam do siebie.
Rain jakby speszona odsunęła się od niego i spojrzała na pozostałych.
 - Strasznie mi kogoś przypominasz, skarbie. Możesz mnie oświecić? – dopytywał Steven.
 - Na to już chyba za późno – dogryzł mu Joe, reszta próbowała się nie zaśmiać. Rain tak samo.
 - Ja… - Joe dostrzegł, że ciężko było jej z odpowiedzią więc postanowił wkroczyć w sytuację.
 - Zabiorę stąd Rain, zamęczysz ją, a masz kogo przecież – wskazał głową na chętną brunetkę stojącą obok wokalisty, który jakby się opamiętał i zabrał ją do łazienki.

Jak dobrze, że Joe postanowił coś powiedzieć dla zmiany tematu. Myślę, że to nie był najlepszy pomysł, żeby powiedzieć im kogo przypominam.
Gdy Perry gadał do Tylera położył mi dłoń na plecach, a ja zesztywniałam. Serce zaczęło mi szybciej bić, a on tylko mnie lekko dotknął! Po chwili wyprowadził mnie stamtąd i wyszliśmy na zewnątrz. Mogłam odetchnąć świeżym powietrzem i wróciła mi też zdolność racjonalnego myślenia. Choć w takim towarzystwie w ogóle trudno będzie mi jakkolwiek myśleć.
 - Przepraszam cię za niego, po dragach nie wie o czym dokładnie mówi – szliśmy wolno w nieznanym kierunku.
 - Nic się nie stało.
 - Będziesz zła jak ja cię popytam o kilka rzeczy? – uśmiechnął się.
 - O ile nie będziesz tak niedelikatny jak twój kolega – odwzajemniłam jego wspaniały uśmiech.
Usiedliśmy na jakieś ławce w totalnym środku miasta i dziwiłam się, że nie ma tutaj tłumów. Ale to przynajmniej pozwoli nam swobodnie porozmawiać.
 - Hmm… ile masz lat?
 - Osiemnaście skończone 25 września.
Zlustrował mnie całą wzrokiem.
 - Jakby przymknąć jedno oko to może tyle bym ci dał – uśmiechając się trąciłam jego nogę kolanem. – No co? Moja wina, że dla mnie wyglądasz na co najmniej 20?
 - Jak dobrze to słyszeć – wywróciłam oczami.
 - Dobra, następne – chwilę się zamyślił. – Masz jakieś pasje, zamiłowania do czegoś?
Westchnęłam cicho.
 - Uwielbiam robić zdjęcia oraz być fotografowana, to jest coś co kocham. Gdy robię komuś zdjęcie czuję, że w jednej klatce zamykam uzewnętrznione w tej właśnie sekundzie emocje. Właśnie dlatego lubię robić zdjęcia na koncertach i w niezobowiązującym miejscu, jak zwykły park czy, gdy idę przez miasto. Ludzie nie kryją się wtedy z okazywaniem wszelkich emocji. A kiedy staję przed obiektywem to mogę być sobą, pokazać moją naturę i to co w tej chwili czuję. Fakt, są chwile gdy muszę dostosować się do wymagań, ale zwykle tego nie robię i na zdjęciach widać więcej niż mogłabym powiedzieć. Szczególnie w oczach, one są zwierciadłem duszy – spojrzałam na Joe. – Matko kochana, przepraszam cię! Rozgadałam się niepotrzebnie, wybacz mi, tak mam, gdy mówię o czymś co kocham…
Patrzyłam na niego przepraszającym wzrokiem zagryzając wargę. On spoglądał na mnie zaintrygowany.
 - Nie, nie. Dobrze, że się tak rozgadałaś. Widać, że naprawdę wkładasz wiele serca w to co robisz. I tak powinno być, masz to samo co ja z muzyką.
 - Chciałabym grać na jakimś instrumencie jak wujek Jimmy na przykład. I zwalać z nóg swoimi solówkami miliony ludzi na całym świecie… - urwałam nagle. – Wybacz, powiedziałam zbyt wiele.
Pokręcił głową z delikatnym uśmiechem.
 - Nic się nie stało, nie pytam dalej – położył mi dłoń na kolanie.
Zadrżałam czując ciepło jego dłoni, odetchnęłam powoli.
 - Zimno ci? – zdjął swoją ramoneskę i mnie w nią ubrał. Pachniała tytoniem, męskimi perfumami i czymś tak zniewalającym, że zakręciło mi się w głowie.
 - Dziękuję – szepnęłam szczelniej się owijając.
Przez chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym przysunął mnie do siebie i objął ramieniem. Ostrożnie oparłam mu głowę na ramieniu. Dla postronnego obserwatora wyglądaliśmy jak normalna para, lecz gdyby przyjrzeć się dokładniej, to tak nie było.
 - Lepiej już? – wymruczał cicho.
 - O wiele – podniosłam głowę i zwróciłam twarz ku niemu. Mogłam policzyć wszystkie malutkie plamki na jego tęczówkach, był tak niepokojąco blisko.
Zdążyłam mrugnąć, a jego wargi spoczęły na moich delikatnie je pieszcząc. Jęknęłam cicho i objęłam go za szyję. Pocałunek robił się coraz bardziej namiętny, a nasze ciała były coraz bliżej siebie. Jak on całował… nie sposób było porównać jego usta z innymi. Było mi w tym momencie tak dobrze.
Lecz nagle uświadomiłam sobie, gdzie jestem i kto mnie całuje. Odsunęłam się od niego i spojrzałam przestraszona, siedziałam mu na kolanach, do cholery! Jak to zrobiłam?
 - My… nie… - dukałam nieskładnie wstając na nogi ignorując to, że miałam je jak z waty.
Patrzył na mnie oczami, które dosłownie płonęły z pożądania. Ich kolor przypominał dwunastoletnią whisky. Zaparło mi dech w piersi.
 - Ty masz… żonę – powiedziałam cicho, ale wystarczyło, żeby on się opamiętał, a ogień w oczach zdołał powoli zgasnąć.
 - O kurwa, Elyssa… wybacz mi, Rain. Poniosło mnie – tłumaczył się.
 - Joe, to nie jest tylko twoja wina. Spokojnie, nic takiego się nie stało – uspokajałam go.
Wziął kilka głębokich wdechów i spojrzał na mnie już normalnie, nie tak jak wtedy.
 - Jasne, wszystko jest okej. Chodź, odprowadzę cię do hotelu. To niebezpieczne miasto – ruszyliśmy w stronę naszego miejsca noclegu, które było jakieś kilka ulic przed nami.

 - Dziękuję za dzisiejszy koncert, było naprawdę fantastycznie – powiedziałam do Joe, gdy stanęliśmy pod drzwiami mojego pokoju.
 - Cała przyjemność po mojej i zespołu stronie, naszą dewizą jest zapewnianie rozrywki – uśmiechnął się.
Odwzajemniłam jego uśmiech i przytuliłam go mocno. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, bo żadne z nas nie było skłonne się od siebie oderwać. W końcu pocałowałam go przelotnie w policzek i otworzyłam drzwi do siebie.
 - Dobranoc, Joe – powiedziałam cicho spoglądając ostatni raz w jego piękne oczy.
 - Dobranoc, Rain – odpowiedział.
Weszłam do środka i przymknęłam delikatnie drzwi. I to by było na tyle jeśli chodzi o dzisiejszy dzień. Jakaś malutka cząstka mnie czuła, że w ten sposób zraniłam jakoś tatę. Przecież on był żonaty, nie powinnam się na to godzić.
 - Tatusiu, wybacz mi… - szepnęłam i padając na kolana rozpłakałam się.

4 komentarze:

  1. Na samym początku rozpłakałam się ze szczęścia bo przypomniałaś mi koncert w Łodzi
    Po `kurwa stanął mi` przez 5 minut się śmiałam!
    Czemu Rain przestała go całować?!
    Halo no!
    Jego żony zawsze były beznadziejne
    Hej, oni muszą się zacząć spotykać
    Czekam na więcej i kocham to opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaa! Genialne !<3 Twoje opowiadanie ... ta historia.... po prostu ZAJEBISTE ;)
    Ah ten Joe... no i Rain ... myślę, że są dla siebie stworzeni . I w tym wypadku wiek nie gra roli.
    No i najlepszy tekst "kurwa, stanął mi " hahahaha .
    No i jak Rain opowiadała o fotografii. Też kocham robić zdjęcia ,więc dokłasnie wiem co czuje mówiąc to ;)

    Czekam na następny z niecierpliwością.
    No i jeżeli będziesz mieć czas to zapraszam : slash-gotten.blogspot.com
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny
    Viki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. PISZCZĘ. PŁACZĘ. DUSZĘ SIĘ.
    Rain, ty pieprzona szczęściaro - chcę być tobą! A ze mną horda zazdrosnych dziewczyn! Weźże schowaj, wyrzuć daleko za siebie swoją moralność, Joe Perry całował się z własnej woli, dając ci przy tym swoją ramoneskę i kładąc rękę na twoim kolanie, nie myśl o jego żonie, skoro on sam o niej zapomniał. PRZY TOBIE, kobieto! Przecież każda o tym marzy, ty też, nie mydl sobie oczu, haha!
    Nie, super. Kurde, ja uwielbiam czytać takie rzeczy.
    Aerosmith, koncert... Łódź mi się przypomniała, Dream On, łzy, JOE, wszystko. Pięknie, chociaż...boli mnie, cholera, to wspomnienie! Jeszcze raz!
    Ale kulisy też dobrze wyszły, nie powiem. Otwiera Tyler z drobnym ciężarem na szyi, chociaż laska pewnie była wtedy najszczęśliwszą na świecie (bo która by nie była, przepraszam bardzo? Hej, to Steven Tyler!). Ale to Joe zaniemówił, kiedy stanęła przed nim taka piękność, czyżby żona nie była jednak taka idealna? Po tym, co było potem ja jestem w stanie śmiało stwierdzić, że nie - nie była. Rain, chyba wygrałaś życie, złoty los na loterii, haha.
    Ja miałam taką cichą nadzieję, że ona go wciągnie do tego pokoju albo, że on sam tam się wprosi, sądzę, że po drobnym oporze młoda by nie pogardziła. (PRZECIEŻ TO JOE PERRY, JEZU).
    I tak na koniec zostawiłam sobie...
    ,,Kurwa, stanął mi – pomyślał Perry.''
    ,,Kurwa, stanął mi – pomyślał Perry.''
    ,,Kurwa, stanął mi – pomyślał Perry.''
    Wygrałaś, to mnie rozłożyło na łopatki, nie spodziewałam się tego, ale prawie popłakałam się na dobre, kiedy to przeczytałam, dalej się śmieję, tak czy inaczej.
    O ludzie.
    Dobra, tyle. Czekam na więcej, chcę więcej, niech romans się kreci -
    czekam! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak uroczo! Super, ciekawe, co będzie dalej.
    I co z tego, że Joe jest żonaty? Co to za rockman bez romansów? Kurka, z czym Rain ma problem? Ja bym nie miała z tym problemu nawet, gdyby żona Joe'ego stała obok! To jest przecież JOE PERRY, najsłodszy z Aerosmith! Mogłabym umrzeć, żeby go pocałować! A Rain to zrobiła i ma wyrzuty sumienia! Jak...?!
    (Blondynek Hamilton też jest uroczy, ale Joe chyba bardziej <3)
    No, ale to jest fanfiction, więc na końcu Rain i Joe i tak będą razem, liczę na to!
    Czekam na następny rozdział :D

    ~Kathi Veill

    PS Nie wiem, czy słuchasz Poison, ale jeśli tak, to zapraszam:
    kathi-veill.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń