- Istne szaleństwo! – krzyczał Steven Tyler
patrząc na swoją publikę. – Jesteście niesamowici, a teraz ostatnia piosenka na
tym koncercie. Nowy Jork, jesteście gotowi?!
Publiczność
zawrzała, co jedynie nakręciło wokalistę i pozostałych członków Aerosmith. Bisem
zostało „Dream On”, gdy zabrzmiały pierwsze takty piosenki w moich oczach
pojawiły się łzy. To był taki piękny utwór. Tak bardzo przypominał mi tatę, on
zawsze powtarzał mi żebym nie przestawała marzyć.
Człowiek,
który przestaje marzyć - umiera.
Joe grał po kolei chwyty i
rozglądał się po ludziach. Co innego miał robić, skoro ten utwór znał już
dosłownie na pamięć? Najwidoczniej wszyscy się świetnie bawili, śpiewali i w
ogóle. Uśmiechy było widać wszędzie. Tylko jedna dziewczyna miała smutny wyraz
twarzy. Płakała. To była ONA! Ta z holu, ta z pokoju, ona. Jednak ten młody
miał rację, była zjawiskowa. Łzy w oczach dodawały jej uroku i takiego
dziecinnego wyrazu.
Niewinność.
To słowo nasuwało mu się na myśl,
gdy na nią patrzył. Po prostu nie mógł oderwać od niej wzroku. Nagle ona
spojrzała na niego. A on oniemiał. Poczuł jakby jakiś elektryzujący prąd
przeszedł przez całe jego ciało. Posłał jej uśmiech i odwrócił wzrok, bo
jeszcze chwila podziwiania jej skończyłaby się tym, że zapomni jak się gra. Kurwa,
stanął mi – pomyślał Perry.
Spojrzał
na mnie. Uśmiechnął się do mnie. Czułam jakbyśmy nie byli na wielkim koncercie
z tysiącami ludzi, tylko gdzieś w zamkniętym pomieszczeniu we dwoje. Takie
przyjemne dreszcze przechodziły mnie w tym momencie. Koncert dobiegł już końca,
zespół pożegnał się z publicznością i zszedł ze sceny. To teraz czas na kolejną
rozrywkę, aż zaczęło mi szaleńczo walić serce.
Podeszłam
do ochroniarza i pokazałam mu przepustkę. Obejrzał ją i wskazał kierunek, gdzie
mam iść. Szłam powoli, jakby jeszcze nie dowierzając gdzie się znajduję.
Kierowałam się po ludziach, którzy szli w jednym kierunku. W końcu dotarłam do
celu. Garderoba zespołu. Zapukałam.
Cisza.
Nagle
otwiera mi sam pan Steven Tyler uśmiechając się od ucha do ucha, przytulał
jakąś szczęśliwą fankę, która wisiała mu na szyi.
- Prosimy, prosimy.
Weszłam
nieśmiało do środka i poprawiłam włosy. Wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie.
Czułam się obiektem zainteresowania każdego. Zagryzłam nerwowo wargę
spoglądając po ludziach. W końcu dotarłam spojrzeniem tam, gdzie zamierzałam. W
rogu pomieszczenia stał on.
Joe
Perry.
Patrzył
na mnie z błyskiem w oku. Uśmiechnęłam się szerzej.
- Widzę, że coś tu się kroi. Idź kochanie,
idź. Zrób mi tą przysługę i się nim jakoś zajmij – powiedział Steven pchając
mnie w stronę gitarzysty.
Niezdarnie
stanęłam przed Joe. Cholera, z takiej odległości jest jeszcze lepszy.
Nie wierzył. Po prostu nie wierzył,
że ona stoi przed nim jakieś pół metra. Jej urok osobisty zwalał go z nóg,
dosłownie.
- Cześć – powiedział cicho.
- Hej – odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
Piękny, melodyjny głos. Zastanawiał
się czy było w niej coś niedoskonałego, bo jak na razie nic takiego nie
dostrzegał.
- Jak ci się podobał koncert? – próbował jakoś
zacząć rozmowę.
- Oh, było wspaniale. Lepiej niż mogłam sobie
wyobrazić.
Tym razem to on się uśmiechnął,
dziewczyna na ten widok tylko zagryzła wargę i spłonęła rumieńcem. Jaka ona
słodziutka – skwitował w myślach Joe.
- Jestem Rain – wyciągnęła do niego drobną
dłoń, na paznokciach nie miała lakieru. Elyssa uwielbia sztuczne paznokcie.
- Joe, ale to już wiesz – starał się
zażartować.
Zamknął jej kruchą dłoń, w swojej
już wymęczonej przez koncert i spojrzeli sobie w oczy. W tym momencie jakby
czas się dla nich zatrzymał. Nie widzieli nic poza sobą.
- …ale Elyssa powiedziała, że on… - gdy
Perry’ego dobiegł strzęp tego jednego zdania nagle oprzytomniał. Stary, jesteś
żonaty i w dodatku ta mała jest od ciebie dużo młodsza! – powiedział sam do
siebie.
Rain jakby speszona odsunęła się od
niego i spojrzała na pozostałych.
- Strasznie mi kogoś przypominasz, skarbie.
Możesz mnie oświecić? – dopytywał Steven.
- Na to już chyba za późno – dogryzł mu Joe,
reszta próbowała się nie zaśmiać. Rain tak samo.
- Ja… - Joe dostrzegł, że ciężko było jej z
odpowiedzią więc postanowił wkroczyć w sytuację.
- Zabiorę stąd Rain, zamęczysz ją, a masz kogo
przecież – wskazał głową na chętną brunetkę stojącą obok wokalisty, który jakby
się opamiętał i zabrał ją do łazienki.
Jak
dobrze, że Joe postanowił coś powiedzieć dla zmiany tematu. Myślę, że to nie
był najlepszy pomysł, żeby powiedzieć im kogo przypominam.
Gdy
Perry gadał do Tylera położył mi dłoń na plecach, a ja zesztywniałam. Serce
zaczęło mi szybciej bić, a on tylko mnie lekko dotknął! Po chwili wyprowadził
mnie stamtąd i wyszliśmy na zewnątrz. Mogłam odetchnąć świeżym powietrzem i
wróciła mi też zdolność racjonalnego myślenia. Choć w takim towarzystwie w
ogóle trudno będzie mi jakkolwiek myśleć.
- Przepraszam cię za niego, po dragach nie wie
o czym dokładnie mówi – szliśmy wolno w nieznanym kierunku.
- Nic się nie stało.
- Będziesz zła jak ja cię popytam o kilka
rzeczy? – uśmiechnął się.
- O ile nie będziesz tak niedelikatny jak twój
kolega – odwzajemniłam jego wspaniały uśmiech.
Usiedliśmy
na jakieś ławce w totalnym środku miasta i dziwiłam się, że nie ma tutaj
tłumów. Ale to przynajmniej pozwoli nam swobodnie porozmawiać.
- Hmm… ile masz lat?
- Osiemnaście skończone 25 września.
Zlustrował
mnie całą wzrokiem.
- Jakby przymknąć jedno oko to może tyle bym
ci dał – uśmiechając się trąciłam jego nogę kolanem. – No co? Moja wina, że dla
mnie wyglądasz na co najmniej 20?
- Jak dobrze to słyszeć – wywróciłam oczami.
- Dobra, następne – chwilę się zamyślił. –
Masz jakieś pasje, zamiłowania do czegoś?
Westchnęłam
cicho.
- Uwielbiam robić zdjęcia oraz być
fotografowana, to jest coś co kocham. Gdy robię komuś zdjęcie czuję, że w
jednej klatce zamykam uzewnętrznione w tej właśnie sekundzie emocje. Właśnie
dlatego lubię robić zdjęcia na koncertach i w niezobowiązującym miejscu, jak
zwykły park czy, gdy idę przez miasto. Ludzie nie kryją się wtedy z okazywaniem
wszelkich emocji. A kiedy staję przed obiektywem to mogę być sobą, pokazać moją
naturę i to co w tej chwili czuję. Fakt, są chwile gdy muszę dostosować się do
wymagań, ale zwykle tego nie robię i na zdjęciach widać więcej niż mogłabym
powiedzieć. Szczególnie w oczach, one są zwierciadłem duszy – spojrzałam na
Joe. – Matko kochana, przepraszam cię! Rozgadałam się niepotrzebnie, wybacz mi,
tak mam, gdy mówię o czymś co kocham…
Patrzyłam
na niego przepraszającym wzrokiem zagryzając wargę. On spoglądał na mnie
zaintrygowany.
- Nie, nie. Dobrze, że się tak rozgadałaś.
Widać, że naprawdę wkładasz wiele serca w to co robisz. I tak powinno być, masz
to samo co ja z muzyką.
- Chciałabym grać na jakimś instrumencie jak
wujek Jimmy na przykład. I zwalać z nóg swoimi solówkami miliony ludzi na całym
świecie… - urwałam nagle. – Wybacz, powiedziałam zbyt wiele.
Pokręcił
głową z delikatnym uśmiechem.
- Nic się nie stało, nie pytam dalej – położył
mi dłoń na kolanie.
Zadrżałam
czując ciepło jego dłoni, odetchnęłam powoli.
- Zimno ci? – zdjął swoją ramoneskę i mnie w
nią ubrał. Pachniała tytoniem, męskimi perfumami i czymś tak zniewalającym, że
zakręciło mi się w głowie.
- Dziękuję – szepnęłam szczelniej się
owijając.
Przez
chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym przysunął mnie do siebie i objął
ramieniem. Ostrożnie oparłam mu głowę na ramieniu. Dla postronnego obserwatora
wyglądaliśmy jak normalna para, lecz gdyby przyjrzeć się dokładniej, to tak nie
było.
- Lepiej już? – wymruczał cicho.
- O wiele – podniosłam głowę i zwróciłam twarz
ku niemu. Mogłam policzyć wszystkie malutkie plamki na jego tęczówkach, był tak
niepokojąco blisko.
Zdążyłam
mrugnąć, a jego wargi spoczęły na moich delikatnie je pieszcząc. Jęknęłam cicho
i objęłam go za szyję. Pocałunek robił się coraz bardziej namiętny, a nasze
ciała były coraz bliżej siebie. Jak on całował… nie sposób było porównać jego
usta z innymi. Było mi w tym momencie tak dobrze.
Lecz
nagle uświadomiłam sobie, gdzie jestem i kto mnie całuje. Odsunęłam się od
niego i spojrzałam przestraszona, siedziałam mu na kolanach, do cholery! Jak to
zrobiłam?
- My… nie… - dukałam nieskładnie wstając na
nogi ignorując to, że miałam je jak z waty.
Patrzył
na mnie oczami, które dosłownie płonęły z pożądania. Ich kolor przypominał dwunastoletnią
whisky. Zaparło mi dech w piersi.
- Ty masz… żonę – powiedziałam cicho, ale
wystarczyło, żeby on się opamiętał, a ogień w oczach zdołał powoli zgasnąć.
- O kurwa, Elyssa… wybacz mi, Rain. Poniosło
mnie – tłumaczył się.
- Joe, to nie jest tylko twoja wina.
Spokojnie, nic takiego się nie stało – uspokajałam go.
Wziął
kilka głębokich wdechów i spojrzał na mnie już normalnie, nie tak jak wtedy.
- Jasne, wszystko jest okej. Chodź, odprowadzę
cię do hotelu. To niebezpieczne miasto – ruszyliśmy w stronę naszego miejsca
noclegu, które było jakieś kilka ulic przed nami.
- Dziękuję za dzisiejszy koncert, było
naprawdę fantastycznie – powiedziałam do Joe, gdy stanęliśmy pod drzwiami
mojego pokoju.
- Cała przyjemność po mojej i zespołu stronie,
naszą dewizą jest zapewnianie rozrywki – uśmiechnął się.
Odwzajemniłam
jego uśmiech i przytuliłam go mocno. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, bo żadne z
nas nie było skłonne się od siebie oderwać. W końcu pocałowałam go przelotnie w
policzek i otworzyłam drzwi do siebie.
- Dobranoc, Joe – powiedziałam cicho
spoglądając ostatni raz w jego piękne oczy.
- Dobranoc, Rain – odpowiedział.
Weszłam
do środka i przymknęłam delikatnie drzwi. I to by było na tyle jeśli chodzi o
dzisiejszy dzień. Jakaś malutka cząstka mnie czuła, że w ten sposób zraniłam
jakoś tatę. Przecież on był żonaty, nie powinnam się na to godzić.
- Tatusiu, wybacz mi… - szepnęłam i padając na
kolana rozpłakałam się.
Na samym początku rozpłakałam się ze szczęścia bo przypomniałaś mi koncert w Łodzi
OdpowiedzUsuńPo `kurwa stanął mi` przez 5 minut się śmiałam!
Czemu Rain przestała go całować?!
Halo no!
Jego żony zawsze były beznadziejne
Hej, oni muszą się zacząć spotykać
Czekam na więcej i kocham to opowiadanie! <3
Aaaaaa! Genialne !<3 Twoje opowiadanie ... ta historia.... po prostu ZAJEBISTE ;)
OdpowiedzUsuńAh ten Joe... no i Rain ... myślę, że są dla siebie stworzeni . I w tym wypadku wiek nie gra roli.
No i najlepszy tekst "kurwa, stanął mi " hahahaha .
No i jak Rain opowiadała o fotografii. Też kocham robić zdjęcia ,więc dokłasnie wiem co czuje mówiąc to ;)
Czekam na następny z niecierpliwością.
No i jeżeli będziesz mieć czas to zapraszam : slash-gotten.blogspot.com
Pozdrawiam i życzę duuużo weny
Viki ;)
PISZCZĘ. PŁACZĘ. DUSZĘ SIĘ.
OdpowiedzUsuńRain, ty pieprzona szczęściaro - chcę być tobą! A ze mną horda zazdrosnych dziewczyn! Weźże schowaj, wyrzuć daleko za siebie swoją moralność, Joe Perry całował się z własnej woli, dając ci przy tym swoją ramoneskę i kładąc rękę na twoim kolanie, nie myśl o jego żonie, skoro on sam o niej zapomniał. PRZY TOBIE, kobieto! Przecież każda o tym marzy, ty też, nie mydl sobie oczu, haha!
Nie, super. Kurde, ja uwielbiam czytać takie rzeczy.
Aerosmith, koncert... Łódź mi się przypomniała, Dream On, łzy, JOE, wszystko. Pięknie, chociaż...boli mnie, cholera, to wspomnienie! Jeszcze raz!
Ale kulisy też dobrze wyszły, nie powiem. Otwiera Tyler z drobnym ciężarem na szyi, chociaż laska pewnie była wtedy najszczęśliwszą na świecie (bo która by nie była, przepraszam bardzo? Hej, to Steven Tyler!). Ale to Joe zaniemówił, kiedy stanęła przed nim taka piękność, czyżby żona nie była jednak taka idealna? Po tym, co było potem ja jestem w stanie śmiało stwierdzić, że nie - nie była. Rain, chyba wygrałaś życie, złoty los na loterii, haha.
Ja miałam taką cichą nadzieję, że ona go wciągnie do tego pokoju albo, że on sam tam się wprosi, sądzę, że po drobnym oporze młoda by nie pogardziła. (PRZECIEŻ TO JOE PERRY, JEZU).
I tak na koniec zostawiłam sobie...
,,Kurwa, stanął mi – pomyślał Perry.''
,,Kurwa, stanął mi – pomyślał Perry.''
,,Kurwa, stanął mi – pomyślał Perry.''
Wygrałaś, to mnie rozłożyło na łopatki, nie spodziewałam się tego, ale prawie popłakałam się na dobre, kiedy to przeczytałam, dalej się śmieję, tak czy inaczej.
O ludzie.
Dobra, tyle. Czekam na więcej, chcę więcej, niech romans się kreci -
czekam! ♥
Jak uroczo! Super, ciekawe, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńI co z tego, że Joe jest żonaty? Co to za rockman bez romansów? Kurka, z czym Rain ma problem? Ja bym nie miała z tym problemu nawet, gdyby żona Joe'ego stała obok! To jest przecież JOE PERRY, najsłodszy z Aerosmith! Mogłabym umrzeć, żeby go pocałować! A Rain to zrobiła i ma wyrzuty sumienia! Jak...?!
(Blondynek Hamilton też jest uroczy, ale Joe chyba bardziej <3)
No, ale to jest fanfiction, więc na końcu Rain i Joe i tak będą razem, liczę na to!
Czekam na następny rozdział :D
~Kathi Veill
PS Nie wiem, czy słuchasz Poison, ale jeśli tak, to zapraszam:
kathi-veill.blogspot.com