- Dzień dobry, piękna dziewczyno.
Obudziło
mnie ciche mruczenie oraz delikatne jak piórko pocałunki po ramieniu. Co
ujrzałam? Albo raczej kogo?
Joe
Perry leżał sobie obok nie jak gdyby nigdy nic i uśmiechał się nieśmiało.
- W nocy nie byłeś taki wstydliwy –
przypomniałam mu.
Wywrócił
oczami.
- No nie mów, że ci się nie podobało.
- Bo co? Urażę twą męską dumę? – droczyłam się
z nim.
Po
tych słowach usiadł na mnie i zablokował mi moje dłonie nad głową swoimi.
Wpatrywał mi się intensywnie w oczy. Oddychałam szybko, a serce waliło mi jak
oszalałe. Czułam jak jego nabrzmiewająca męskość wbija mi się w ciało dając o
sobie znać. To co wydarzyło się wczoraj nie zaspokoiło mnie w pełni, o nie.
Pochylił się nade mną i składał i mokre pocałunki od szyi i coraz niżej.
Podniósł wzrok znad moich piersi.
- Seks czy śniadanie?
O
Jezus Mariusz, czy on musi być taki podniecający? Czułam jak przez to jedno
pytanie, moje libido osiąga apogeum. W odpowiedzi na nie, otarłam się o niego
ochoczo biodrami.
- Dobry wybór – skwitował, po czym wznowił
swoją wędrówkę.
- No co ja mam ci takiego powiedzieć? Było
wspaniale i nie mogę się doczekać powtórki? – śmiał się Joe całując mnie na
pożegnanie
- Fakt, ale wiem mniej więcej, że chodzi nam o
to samo – spoglądałam na niego.
Pogłaskał
mnie po policzku.
- Do następnego, odezwę się jakoś.
Pomachałam
mu dłonią i kierowca ruszył zabierając mnie do domu. Byłam cholernie ciekawa
tego co na to wszystko Jimmy, że nie było mnie całą noc w domu i w ogóle. Już
ja wiem, że on wie co robiliśmy. Nigdy nie potrafiłam nic przed nim ukryć,
nigdy. Tak samo przed tatą, jemu wystarczyłoby jedno spojrzenie na mnie i by
wiedział.
Wysiadłam
przed domem i podążyłam do środka. Gdy weszłam usłyszałam… nic, a to bardzo
dziwne. Żadnych piskliwych dźwięków gitary, skrzeczenia wokalisty z adaptera
czy gadającego do siebie Page’a.
- Halo, wujku! Jesteś w domu? – chodziłam po
pokojach szukając go.
- A gdzie to się było, młoda damo?! – zaszedł
mnie od tyłu podnosząc głos, a ja aż krzyknęłam ze strachu.
Odwróciłam
się i myślałam, że zobaczę go rozzłoszczonego czy coś, ale próbował się nie
śmiać.
- Nie strasz mnie, chyba wiesz gdzie. Nie będę
opowiadać szczegółów – kierowałam się do swojego pokoju.
- Tak tylko się z tobą droczę, nie miej mi za
złe tych wujowskich zapędów.
Pocałowałam
Jimmy’ego w policzek i pognałam do swojego pokoju. Po prysznicu i przebraniu
czułam się o wiele lepiej.
Miałam
cichą nadzieję na to, że Joe odezwie się jak najprędzej. Ale to raczej nie było
możliwe, ciekawe czy jednym z tych czynników nie była jego żona. Boże, w co ja
się wpakowałam?! – krzyczałam w myślach.
*
Minął
jakiś tydzień, a on nie dał ŻADNEGO znaku życia. Nic, kompletnie. A ponoć są
teraz tu, w Bostonie, bo nie mają żadnej trasy tylko skupiają się na nagrywaniu
płyty. Nie to żebym była na niego wściekła za to – to był impuls wzajemnego
fizycznego pociągu, który trzeba było rozładować. O tak, to było odpowiednie
wytłumaczenie. Byłam po prostu lekko zawiedziona rozwojem sytuacji.
Właśnie
robiłam małe zakupy w centrum handlowym, od których Page wymigał się najlepiej
jak mógł. Musiałam sobie jakoś poprawić humor, a nic tak go nie polepsza jak
nowa para butów czy spodni. Wychodząc ze sklepu muzycznego skierowałam się do
wyjścia. I tak spędziłam tu za dużo czasu. Zamyślona wpadłam na kogoś.
- Uważaj jak chodzisz ty…! – urwałam podnosząc
głowę do góry. Przede mną stał nie kto inny jak Joe Perry we własnej osobie.
Osoba, której wolałam nie spotkać. – Wybacz, spieszy mi się.
Próbowałam
go jakoś wyminąć, ale on trzymał mnie za ramię.
- Poczekaj, chcę z tobą porozmawiać.
- Ale ja tego nie chcę – unikałam jego wzroku
patrząc na swoje buty.
- Przepraszam, że się nie odezwałem –
powiedział po chwili milczenia.
Machnęłam dłonią.
- Nie ma o czym mówić, to była jedna noc.
Westchnął.
- Spójrz na mnie, Rain.
Podniosłam
wzrok i napotkałam jego smutne spojrzenie. Wyglądał jakby nie spał kilka nocy z
rzędu. Czy on musi być taki przystojny?
- I co dalej? Mogę już sobie iść? – spytałam
chłodno, utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
- Uraziłem cię czymś?
- No nie, kurwa no nie wytrzymam! Jeszcze się
pytasz?! Miałeś się odezwać, nawet głupi telefon z pytaniem jak się czuje,
ewentualnie mogłeś się nawet o mnie spytać poprzez Jimmy’ego! Widocznie to było
dla ciebie zbyt wiele, już straciłam nadzieję na cokolwiek, Joe… Zawiodłeś mnie
po prostu.
Starałam
się nie płakać i jak na razie mi to wychodziło.
- Nie mogłem, Elyssa zrobiła mi awanturę po
tym jak nie wróciłem na noc i próbowałem jej coś wcisnąć, ale się nie dało.
Tylera nawet złapać nie mogę, bo wciąż przebywa ze swoją nową dziewczyną
Caroline, Carla, czy jakoś tak… w każdym razie mam za sobą kilka nieprzespanych
nocy i myśli, czy odezwać się po tak długim czasie. Jeszcze raz przepraszam.
Trochę
mnie zatkało, nie powiem.
- Rozumiem, skoro masz żonę i ogólnie własne
życie to ja ci nie będę dokładać dodatkowych problemów. Fakt, spóźnia mi się
okres, ale myślę że w ciąży nie jestem. A gdyby nawet to nie wiem czy
chciałabym byś się o tym dowiedział.
Stał
lekko zaszokowany tymi słowami, dobrze mu tak.
- Pewnie czekasz na swoją małżonkę, spokojnie.
Ja już sobie idę, miło było cię poznać, było fajnie. Żegnaj, Joe – powiedziałam
cicho i ruszyłam szybkim krokiem w stronę stacji metra czując łzy cieknące po
twarzy.
On
chyba był w zbyt głębokim szoku, żeby mnie jakkolwiek zatrzymać.
przepraszam bardzo, jaka ciąża.........
OdpowiedzUsuńmnie zatkało, ale rozdział zajebisty, jak zawsze :)
Aj, się nam sprawy komplikują. I bardzo dobrze, przecież byłoby za pięknie, nawet jak na taki ,,amerykański sen'', że tak to nazwę, haha!
OdpowiedzUsuń,,O Jezus Mariusz, czy on musi być taki podniecający?'' - to jest właśnie jedno z tych pytań, na które prawdopodobnie nigdy nie otrzymamy odpowiedzi, choć zapewne szukamy jej na wszelkie możliwe sposoby, jednak nigdy nie będziemy tak blisko poznania prawdy jak Rain (która jest pieprzoną szczęściarą, muszę wspomnieć o tym po raz...piąty? Szósty? Ech, któż tam o to dba). Jeszcze uwielbiam to retoryczne pytanie ''śniadanie czy seks'', Perry, no dałbyś sobie spokój, hah.
Wujek Jimmy, pojawiający się dość sporadycznie, znów poprawił mi nieco nastrój swoim zachowaniem, on sam w sobie jest uroczy, a Ty go jeszcze kreujesz na takiego...oj, no wujka idealnego, z marzeń. Czemu mój nie mógłby być choć w poło...w ćwiartce taki, życie.
No i w końcu jest wybuch. Zachwianie. Coś nie jest tak jak powinno. Miał się odezwać, a milczał. Elyssa. Ale z drugiej strony jakbym była żoną Perry'ego (TEORETYZUJĘ TYLKO) i on nie wróciłby na noc do domu...to co ja bym miała pomyśleć? Czy jest inny wariant? Poza zdradą? Z całym szacunkiem, ale...nie, nie ma, nie sądzę.
Ale nie powiem, że dziewczyna się nie dała oczarować jego niemałemu urokowi osobistemu i ładnie to wszystko rozegrała. Jej reakcja była zresztą jak najbardziej normalna, nieważne, kim byłby facet.
Jeszcze ta dyskretna wzmianka o spóźniającym się okresie, aż się uśmiechnęłam, wizualizując sobie tę całą scenę, nie ma łatwo - bardzo dobrze, ha!
Znowu urwałaś w takim momencie, że przez następne kilka dni jajo będę znosić, oczekując na Twe objawienie, ale przynajmniej mam pewność (doświadczenie z tych kilku rozdziałów) że czekać warto, bo jest na co.
Weny, pozdrawiam i przede wszystkim -
czekam! ♥
Uwielbiam twoje wypracowania, które mnie i moją kreatywność bardzo podbudowują ♥
UsuńByło tak pięknie i dupa
OdpowiedzUsuńNawet jakby Joe Perry się do mnie miesiąc nie odzywał i tak wskoczyłabym mu do łożka
Nie rozumiem jej
Ale mają się pogodzić
I ten spóźnający się okres!
Ejejej niech on się rozwiedzie
Czekam na więcej <3